Niechętnie przewracając się na drugi bok Tenodteledysku stawił czoła myślom o pracy. Odtrącił je, pewny, że powrócą ze zdwojoną siłą. Z taboretu postawionego na łóżku zdjął zegarek by odkryć, że zbliża się szósta. Ach, pomyślał, mam jeszcze dziesięć minut do bezpiecznego wstawania i czterdzieści do pospiesznego. Cóż, wiem jak radzić sobie z pospiesznym. Będzie dobrze.
I było. Poleżał jeszcze przez czterdzieści minut, odpychając kolejne myśli o pracy. Aż wreszcie uświadomił sobie, że co rano sypia dłużej, bo to ofefruje mu przedłużenie wolnego dnia, który dobiegnie końca gdy Tenodteledysku wstanie.
I ani razu nie pomyślał o owocnej. Aż przyszedł czas, by zdecydować się gdzie się spotkają. I o której dokładnie. Trochę obawiał się, że być może omawiali to w tej części soboty, której nie pamiętał. Ona rozskakana, cała w brokacie, zachwycona tymi iskrzącymi kolorami, w okół głośno, radośnie.
Umówili się, spotkali, w towarzystwie Animki i jej Drągala. Pospacerowali przez miłą część popołudnia, zjedli dwie pizze, którymi się podzielili. Tot przeżył chwilę zakłopotania gdy okazało się, że oni nie chcą jeść każdy po swojej pizzy, ale dzielić je we czworo. A że był jedynym mięsożercą w grupie wegetarian, dzielił z nimi smakowanie pomidorów i czegoś tam jeszcze przetaczających się po smacznych plackach.
Owocowa, drobna i śliczna siedziała obok. i nic.Tot pomyślał, że to dobrze. Może chciałby czego innego, ale to dobrze.