bez słońca

Najpierw drze się pies. Albo nie. Najpierw ten sam taksówkarz, co zwykle (jak okazuje się po raz trzeci) pyta: „a, pod te drzwi?”. Potem rozmawiacie o podróżach, a on rzuca: „no niestety, nie chce być inaczej, znowu dwadzieścia dziewięć”, potem drze się pies, potem miejsca w mieszkaniu brakuje na rzeczy z walizki większej wewnątrz niż na zewnątrz. Łyk piwa. Spacer do Żabki, żeby nakarmić lodówkę. Spacer do restauracji, żeby odkryć jak artystycznie potrafią tam układać puste przystawki. Na szczęście pełne danie jest pyszne i syte, choć znów okazuje się, że krewetki smakują lepiej tam, gdzie mieszkają.

 

Później Ojcu i Ten od teledysku spędzają, jak zwykle, miłe chwile podsumowując ostatni weekend, który konsumpcyjnie składa się z: czeskiego wina, macedońskiego wina, serbskiej śliwowicy, czeskiego piwa oraz sera dorastającego przez rok i opowieści.

 

Odkrywają, że to już prawie jesień. Próbują odgadnąć jakie zwierzę hałasuje w krzakach za ich plecami. Ojcu obstawia jeza i chyba ma rację. Opowiadają sobie w zabawny sposób o swoich przygodach.

 

Potem pożegnanie, serdeczne, wesołe.

 

Aż wreszcie Ten od teledysku wraca do domu, rozściela łóżko, kładzie się w nim i zaraz musi wstać, by napisać to wszystko, co powyżej, byście zrozumieli, jak dziwne jest to, że właśnie, po raz pierwszy w życiu, poczuł się tak bardzo obco we własnym łóżku.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s