Rudy biegł środkiem drogi machając rękami, jakby spodziewał się, że tej nocy grawitacja musi wreszcie mu ulec. Tak rozświergolonego Ten od teledysku nie widział go chyba jeszcze nigdy. Rudy cieszył się ze wszystkiego i do wszystkiego się śmiał. Nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu. Podczas, gdy Ten od teledysku i Os. oddawali nieco absurdalnej przyjemności rozmawiania w dwóch językach równocześnie, Rudy biegał wokół nich i cieszył się życiem; beztrosko, nieco na przekór sensom. Aż wreszcie oświadczył, że nie zgadza się na to, by wieczór zakończył się tutaj, że muszą wszyscy iść do Cycatki, inaczej cały ten wyjazd się nie spełni.
– Cycatka? – zapytała blondynka, najbardziej chyba spośród gospodarzy zainteresowana rozmową.
Spróbowali jej wytłumaczyć. Gdy zrozumiała, wymieniła z kolegami kilka uwag w języku, z którego Ten od teledysku rozumiał mniej, niż piąte przez dziesiąte. Rozpoznał jednak rozbawienie na ich twarzach, gdy je zobaczył.
Wyruszyli więc we trzech do Cycatki, choć ujrzeli ją wcześniej tylko przez chwilę, gdy mijali knajpę, w której stała za barem. Przez chwilę i we fragmencie ukazanym przez półotwarte okno. Ten fragment sprawił jednak, że Rudego opanowała obsesja nakazująca mu wymusić na pozostałych porzucenie przyjemnego miejsca i podróż przez pogrążoną w nocy ulicę wiodącą przez wieś, której prawie wcale nie znali do knajpy, której przaśność sprawiała wrażenie wyheblowanej tępo na pokręconym kawałku drewna.
Stali i jedyni bywalcy potraktowali przybycie Rudego, Tota i Os.a jak zdarzenie, które można jedynie zlekceważyć bądź zabić. Trzech durnych turystów zeszło ze ścieżki i wbiło się w środek spokojnego nocnego życia kilku mężczyzn uciekających zapewne co noc do knajpy prostej i posępnej, wolnej od ekstrawagancji ozdób, reklam, czy jakichkolwiek zbędnych zachęt. Oddawali się pod opiekę monstrualnej barmanki w miejscu zbudowanym jedynie z niezbędnych elementów: czterech ścian, kilku stołów, krótkiego baru składającego się z pięciu ścianek ze sklejki, piwa i Cycatki.
Nawet Rudy przyznał, że lepiej stamtąd odejść, nim nieodwracalnie zrujnują istotę tego miejsca swoją obecnością. Prędko wypili piwa i rozwiali się jak niepotrzebne sny.