Dobry wieczór.
Jeżeli weekend zaczyna się od sympatycznego wieczoru w miarę nowej knajpie winnej w sympatycznym mieszanym towarzystwie, chyba nie powinien się kończyć gapieniem się za okno, gdzie na tle ciepło zachodzącego słońcem nieba skrzeczą te same sroki, które skrzeczały rok i dwa lata temu. Ciągle w parze, rozskrzeczane rodzeństwo łajdaków, złodziei i morderców.
W powieści prawie siedemdziesiąt nowych tysięcy znaków i wcale nie bliżej końca. Na forach jacyś ludzie już o niej dyskutują, choć nie przeczytali jeszcze ani słowa. Ten od teledysku odlicza godziny do jutrzejszej katastrofy w pracy. martwi się, że traci czas na nikomu niepotrzebne pierdoły, za które mu płacą i zastanawia się co zrobi w te wakacje. Myśl: "weź to na przeczekanie" trochę przestaje pasować po tylu okrążeniach słońca.