wszystkie skazy tota

Dochodziła za czterdzieści minut koniec pracy, kiedy telefon zadzwonił zwyczajnie, ot tak, a przecież wyświetlając wcale nie bardzo zwyczajne imię i nazwisko.
– Dzień dobry panie Tenodteledysku – powiedziała Brunetka.
– Dzień dobry bardzo – odpowiedział, spodziewając się, że zaraz usłyszy sympatyczne, ale jednak niosące odmowę wyjaśnienie dlaczego nic z tego wszystkiego nie wyjdzie. Prawdę mówiąc możliwe, że odetchnąłby wtedy nawet z ulgą. 
Nic z tego. Powiedziała, że biorą i że chcą się spotkać i że przeprasza, że tak niespodziewanie, ale czy to spotkanie mogłoby nastąpić lada chwilą? 
– Za czterdzieści minut? – zaproponował.
Przystała na to. O wyznaczonej godzinie spotkali się w Dymie, gdzie nie był chyba od czasów studiów. Brunetka, Autor i jeszcze jedna kobieta, podobna bardzo do Kangurzycy, ale nieco większa i ruda, siedzieli przy stoliczku w kąciku popijając gorące czekolady, herbaty i piwa.
Porozmawiali na temat zlecenia, pośmiali się, pokrzyczeli, gdy nagle przychodziły im do głowy pomysły. Pośrodku nich wszystkich Ten od teledysku udawał, że myśli, zgadzał się bądź nie zgadzał, i zdumiony przypominał sobie jak żył niegdyś.
Profesor Bardini rzucił kiedyś, podczas któregoś z śpiewnych festiwali, że przyzwyczajeniem męskiego świata jest dostrzeganie inteligencji urody, podczas, gdy naprawdę cenna jest uroda inteligencji. Temu od teledysku zawsze wydawały się te słowa pięknymi. Ale choć nie zapomniał ich, żył jakby o nich nie pamiętał. Dlatego teraz oczarowały go te dwie nieciche, ale i nie głośne kobiety, które tak chętnie mówiły nie o byle czym, ale o radości kreacji, jakby lata nie upłynęły od ich czasów szczenięcych, gdzie tak właśnie się śmiało i mówiło, bo każde zdanie niosło możliwość wagi odkrycia albo wymyślenia czegoś. Była w tym wszystkim serdeczność spotkania na temat. Nie pojawił się choćby gram drapieżności, bo nikt nikogo nie posądził o chęć zawłaszczania czy innych niecnych intencji. Możliwe, że Ten od teledysku od dwudziestu lat nie odbył takiej rozmowy i nawet zapomniał tęsknić za nimi. A kobiety były piękne, bo mądre i piękne bo piękne i piękne bo niezobowiązująco radosne.
Potem wyszli. Zadzwoniła Jasna, że Rudy wpadł w jakąś depresję, z której ponoć tylko Ten od teledysku mógłby go wyciągnąć. Opowiedziała, jak wszyscy dyrektorzy, z którymi współpracuje w swojej nowej pracy są niedostępni, bo spakowali co mogli i pojechali do Kijowa, na Majdan. Słychać było wzruszenie w jej głosie. "U nas – mówiła – dwa lata temu roznieśli taką manifestację. Ale może im się uda, może mają szansę wywalczyć swobodę."
Ten od teledysku szedł do domu ścieżkami jakiegoś innego świata. Wśród jego zielonych ścian trafiają się okazje, a ludzie są oddani i serdeczni. Czuł się tam jak dziecko, doświadczone jednak myślą, że najpóźniej na drugi dzień przyjdzie codzienność by porozpuszczać w sobie wszystko, co dobre i niezwykłe. Uznał więc, że musi o tym napisać.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s