No dobrze, deszcze w końcu minęły. Nawet ta zapowiedziana burza nie nadeszła, kiedy Rudy i Ten od teledysku siedzieli na swojej ulubionej ławeczce w parku (tak, są już jak starcy, którym się wydaje, że znają wszystkie miejsca na świecie i spośród nich wybrali sobie właśnie to jedno, pępek świata, oś spokoju i błogości). Jedli pizzę i pili domowe wino z porzeczek, które Ten od teledysku dostał na urodziny. Tym razem wiewiórki im się nie narzucały. W dole ciemniało miasto.
Potem przybiegł brat Tego od teledysku. Zaskoczył ich butelką taniego szampana kupioną z okazji awansu jego ulubionej drużyny.
Ten od Teledysku i Rudy snuli plany i opowiadali sobie co zrobią, jeśli tym razem im wyjdzie.
– Kupię dom w Chile – oznajmił Rudy.
– Ja przeprowadzę się do Tajlandii.
– Tam są tajfuny.
– Podczas tajfunów będę mieszkał u ciebie, w Chile.
Pokiwali głowami i rozglądnęli się za latem.