Co pewien czas mędrcy zbierają się i radzą nad światem, czyli nad sobą. Część z nich posiada wiedzę i doświadczenie, część błyskotliwą inteligencję, a część tylko spryt i odpowiednią zawartość uroku, by wślizgnąć się bezszelestnie w sympatie pozostałych.
Rzeczy, które udaje im się wymyślić spisują.
Spryciarze zacierają ręce na samym początku obrad. Jedni z nich są zwyczajnie dumni, że znaleźli się w znakomitym towarzystwie, inni liczą na dostęp do tajemnic, które uda im się poznać, ukraść i spieniężyć, bądź zamienić na popularność, sławę albo władzę. Gdy wszystko dobiega końca mędrcy są zadowoleni. Spryciarze niekoniecznie.
Co pewien czas każdy z nas staje wobec cząstki odkrycia mędrców, rozpoznania świata, czyli siebie. Rozkwitamy od tego. Części z nas to wystarczy, inni wymyślają jak zbijać na tym majątki, jeszcze inni piszą blogi lub pamiętniki. Czasem nie wystarczy i dziesięć milionów słów, by uświadomić sobie jak wszystko to daremne. To, co umyka mędrcom, szybko dostrzegają spryciarze.
Krążymy. Odkrywamy podstawowe banały, których waga jest nie do przecenienia. Nie robimy ani kroku do przodu w poznaniu świata, a to, czego dowiadujemy się o sobie jest od dawna wiadome znacznej części innych. Mędrcy i my – wszyscy jesteśmy równie ograniczeni w postrzeganiu siebie. I nie ma dla nas ratunku – będziemy zawsze dreptać po okręgu wydeptanym przez stopy tysięcy, którzy wędrowali przed nami.
Jest i pocieszenie.
Każdy krok jest i będzie dla nas nowością. Odkrycia, których dokonujemy sami mówią nam więcej niż przekazy mędrców.