A było to tak
Ten od teledysku nie przejmował się narzekaniami gazet, rozgłośni radiowych, telewizji, internetu a nawet wszystkich tych ludzi, którzy przekraczając próg budynku, w którym pracowali zadzierali głowy w górę i wydawali nieżyczliwe pomruki bądź okrzyki. Ignorując ich wszystkich ruszył wesoło do piekarni, w której nie pracuje już ta prześliczna dziewczyna, a szkoda, i cieszył się śniegiem sypiącym się z nieba jak w bajce. Media donosiły o rozmaitych zawiejach, ale miasto Tego od teledysku dopadł śnieg prószący uparcie, lecz łagodnie. Oczywiście, i on odkładał się w zaspy, męczył kierowców i przechodniów zaopatrzonych w niewłaściwe obuwie, nie tworzył jednak wściekłej zawiei buchającej ostrymi kawałkami śniegu w twarze i złośliwie wsypującej drażniące kawałki lodu za kołnierze. Nic z tych rzeczy. Tego dnia śnieg opadał łagodnie, miarowo, drobnymi lekkimi płatkami, które długo tańczyły na kapryśnych zawirowaniach powietrza, nim opadły na ziemię.
Kupiwszy chleb Ten od Teledysku powędrował niemal pustymi plantami i dalej ulicą, na której tego dnia nie tłoczyli się ludzie. Przeszedł przez most nad mniej niż kilka dni wcześniej zamarzniętą rzeką i trafił wreszcie do upatrzonego sklepu, także słabiej niż zazwyczaj zapełnionego klientami. Wybrał te towary, które zaplanował kupić i zmierzał do kasy, kiedy ktoś nagle chwycił rękaw jego kurtki i potrząsnął nim. Odwrócił się, by zobaczyć czubek dziewczęcego, a właściwie już kobiecego nosa wystający zza zasłony wysoko postawionego kołnierza i futrzanej srebrnej czapy. Rozpoznał ów koniuszek nosa szybko, tak mu się w każdym razie wydawało potem. I gdy właścicielka nosa i czapy wymawiała pytającym tonem jego imię i nazwisko, wiedział już kim była, choć nie rozpoznał jej głosu.
Prawie nie widział jej twarzy, tylko ten nos i białe zęby prężące się równo w wąskiej szczęce. Cała dziewczyna wydała mu się drobniejsza niż pamiętał. Opowiadała, że mieszka teraz w pobliżu, w dawnym mieszkaniu dziadka, a on próbował odnaleźć jej włosy pod całą tą zbroją, bo wydawało mu się, że nie były już jasne.
"No dobrze, zmykaj już, nie będę cię tu przetrzymywać" – powiedziała chwilę po tym, jak dostrzegł wreszcie ciemne końcówki włosów niegdyś naturalnej blondynki. Odmruczał w pożegnaniu, że skoro są sąsiadami będą się zapewne widywać częściej i odszedł jak głupi, nie odwracając się ani razu.
Dopiero kilka godzin później, oglądając walentynkowy odcinek popularnego sitcomu, uświadomił sobie, że chyba miała dziś urodziny ta jego dziewczyna z liceum, a on nie wykorzystał najlepszej pod zachmurzonym niebem okazji, by sobie o nich przypomnieć.