przesiedleńcy

"To wszystko bardzo zabawne" – mówi Ten od teledysku, ale właściwie nie mówi, a cedzi przez zaciśnięte zęby, jakby to, co go niby tak bawi, równocześnie bolało go każdą wyciskaną głoską. Niemniej ma, oczywiście, rację.
Wiadomość grzechotała od tygodni, a nawet można by czas jej życia liczyć już w miesiącach. Coś było na rzeczy w plotkach i szeptach, w litościwych bądź zalęknionych spojrzeniach, a nawet w tych kipiących od politowania. 
Najpierw przesiedlono sąsiadów. Tak zdecydowała ruletka, nie ma co doszukiwać się tu racjonalnych przyczyn. Tetka trzymająca ostatnią wachtę jeszcze spojrzała na Tego od teledysku z cichym gniewem, resztą dogasającego buntu i nim odeszła oświadczyła: "To dopiero początek, za was też wkrótce się wezmą". Skinął jej głową, zupełnie bez refleksji, lekko, jakby bez żadnej myśli, bez emocji, może nawet bez czucia. Ona poszła, a on patrzył jak zmienia się po niej pokój.
Nie ma przed tym ucieczki – pomieszczenia nasiąkają nami, a my nasiąkamy nimi. Ten od teledysku nie miał okazji by obserwować Tetkę, przypatrywać się, jak odparowuje z niej obecność opuszczonego pokoju. Patrzył więc, jak w pokoju taje obecność ludzi, którzy w nim siedzieli od lat dwóch, może trzech; niektórzy krócej. Biurka wyrwano z korzeniami i przesunięto, zniknęły te brzydkie szafy, które nie wpisywały się w ogólniejszą estetykę. Jeszcze zerwano plakaty, choć pozostawiono tablicę korkową i nawet jakieś śmiesznostki na niej. Reszta zniknęła i nagle nie było już choćby wspomnień po minionych ludziach.
Tak samo będzie i tym razem. Tyle, że Ten od teledysku już od dawna stara nie angażować zbyt siebie w miejsca, które nie zależą od niego. Nie czuje więc żalu ani gniewu; przeprowadzka uchwalona w kuluarach firmy wydaje mu się neutralną zwyczajnością. W pracy nie jest sobą, nic z siebie pracy nie oddaje, poza ostrożnym obowiązkowym a fałszywym zaangażowaniem – nie należą do siebie nawzajem. Nawet bezosobowość działań nie robi na nim wrażenia, wszystko odbywa się na poziomie pism i maili. Jedno, co go gniewa, to irracjonalność tych działań, zuchwała rozrzutność marnowania energii. Bo wszystkie przesiedlenia mają swe źródło w czyimś zachceniu, rozgrywaniu znajomości, chęci i niechęci. I prawdę mówiąc są zupełnie niepotrzebne. No i złość go targa, że wciąż, choć przesiedlenia zaczynają się jutro, nie wyznaczono nowych miejsc pod ich pracownicze osadnictwo. Nie spełniono minimum warunków przyzwoitości. To budzi złość, ciemną energię buzującą pod czaszką i napędzającą serce do szybszego rytmu. I ten dobosz furii gna wzburzoną krew żyłami, wprowadzając ciało i umysł w dodatkowe podniecenie. Komuś się oberwie, albo przynajmniej krok do domu będzie żwawszy, albo jakieś zaniechanie, jakiś niedobry gest znajdą usprawiedliwienie w tej złości.
Odchodząc Ten od teledysku nie obróci się, by spojrzeć na to, co po nim zostało, bo nie zostanie po nim wiele, może nawet nic. I pokój, który opuści nie zostanie w nim zbyt długo. Skinie głową kombatanckim wspomnieniom kolegów, którzy już teraz nie mogą odżałować zmiany, bo tak wypada.
Jest w bardzo wygodnej sytuacji, odkąd o nim piszę. Sporo przeżywam za niego.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s