czego mógłbym nie zrozumieć

Powiedzmy, że byłbym dojmująco sam, w niewielkim pomieszczeniu pachnącym niepokojem i zwątpieniem. Powiedzmy, że nie dochodziłyby do mnie dobre dźwięki, a jedynie cichsze bądź głośniejsze nerwowe żale. Byłaby to cena za względną wygodę – nieco ciepła, nieco jedzenia, nieco życzliwego, a może obojętnego, ale jednak poświęconego mi spojrzenia, za dach nad głową. Powiedzmy, że dni mijałyby mi bez zmian, ale ciągle jeszcze unosiłbym głowę na odgłos kroków, nastawiałbym uszu w nadziei na choćby słowo zwrócone własnie do mnie, ale może z czasem cieszyłbym się i z liczby mnogiej, z jakiegoś do "nas". Oczy może by mi mętniały od zwątpienia, ale jeszcze by rozbłyskały czasem, bo nadzieja tli się do końca.
Powiedzmy, że pewnego dnia stało by się to, w co powoli przestawałbym wierzyć. Spojrzenie spoczęłoby właśnie na mnie, głos przemówiłby też do mnie właśnie i tylko do mnie. Uniósłbym głowę, jeszcze nie pospiesznie, jeszcze starając się nie wierzyć, jeszcze odwracając oczy od rosnącego ognika nadziei. Ale potem dłonie wyciągnęłyby się właśnie do mnie i właśnie mnie by dotknęły. Poznawałbym ostrożnie to nowe ciepło, lepiej nie cieszyć się na zapas. Ale powiedzmy, że pozwolono by mi opuścić to miejsce względnej wygody, pachnące niepokojem i pełne odgłosów żalu.
Oswajałbym się, powiedzmy, z nowym miejscem i stopniowo uczył się przyjmować je jako dane mnie. Coraz ufniej przyjmowałbym słowa, dotyk i spojrzenia i odwzajemniał je. Znalazłbym miejsce, w którym mógłbym zasypiać wygodnie i ciepło. A po kilku dniach nauczyłbym się może zasypiać i spokojnie, w poczuciu bezpieczeństwa. Uznałbym może stałość miejsca posiłku, oswoiłbym się z gestami i głosami pozwalając by wszystkie one złożyły się na kokon swojskości i bezpieczeństwa. Poczułbym się przynależny tamtemu miejscu i przynależny komuś, kto zdobyłby moje zaufanie i uczucie.
Powiedzmy, że uśmiechnąłbym się ot tak, do życia.
Powiedzmy, że ten ktoś zabrałby mnie pewnego dnia na spacer, założył na szyję coś, czego jeszcze nie znałem, szarpiąc jakby brutalniej.
Czy miałbym czas zrozumieć co się dzieje po pierwszym, jeszcze nie tak mocnym szarpnięciu, czy miałbym siły próbować zrozumieć później tę zdradę, która nie powinna się zdarzyć, bo przecież nie oszukuje się nikogo tak okrutnie.
Czy miałbym w ogóle okazję przejmować się tym bólem w sercu, czy wszystko zgasiłby inny ból?
Czy jeszcze tliłaby się mimo wszystko ta nadzieja, tym razem wynikająca z niezrozumienia, że te dłonie mogłyby mi to zrobić, czy też tylko szarpałbym się mimo wszystko, bo już bym nie wierzył. Czy też do końca nie mógłbym zrozumieć i uwierzyć, że tak właśnie się dzieje. Wierzył, że to się zaraz skończy, że te dłonie mnie uwolnią, że przecież tak się nie robi komuś, kto im zaufał. 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s