notka wyjaśniająca

Jeden z facetów, z którym przyszło Szałapachowi spędzić trzy dni życia uwielbiał opierać się na prawym łokciu, drapać po łysiejącym łbie – wielkim i prawie idealnie okrągłym – by obwieszczać trzem pozbawionym szans na ucieczkę nieszczęśnikom, że odkąd urżnięto mu nogę zrozumiał, że człowiek powinien cieszyć się tym, co ma. Potrzeba wygłoszenia tej refleksji dopadała go zwykle zaraz po przebudzeniu. Ponieważ jednak zdarzało się, że wstawał w środku nocy, czy to krzycząc od widmowego bólu, czy też po prostu chcąc rozprostować obie nogi, bywało, że dzielił się nowo nabytą mądrością także i w nocy. Ponadto lubił poobiednie drzemki, w związku z czym jego potrzeba zwierzania się dopadała ich wszystkich także pod wieczór.
Piłkarz, młody chłopak o naturze pogodnej i życzliwej uśmiechał się na to i kiwał ochoczo tępawym łbem, być może naprawdę uważając, że z ust mężczyzn starszych od niego spływać może wyłącznie mądrość. Stały Bywalec, który powracał do szpitala z regularnością przekraczającą możliwości PKP przezornie milczał. Widywał już takich "szczęśliwców" i wiedział, że gdy tylko dla Mędrca nadejdzie czas opuszczenia szpitala, faceta dopadnie życie i mądrości zmienią się w depresyjne przekleństwa.
Jedynym, który się z Mędrcem nie zgadzał, był w związku z tym Szałapach. Swoim zwyczajem nie zgadzał się jednak z mężczyzną milcząco, obracając w myślach całą swoją niezgodę i zniechęcenie. Niewiele mógł zrobić. Prawą rękę miał w gipsie a lewą nogę na szynie. Lekarze nastawili mu też trzy żebra. Prawdę mówiąc puściliby go do domu już dawno, gdyby jakiś nadaktywny świr nie zapragnął sprawdzać bez końca, czy pacjent nie ma jakichś obrażeń wewnętrznych. Szłapach podejrzewał, że gość pisze na jego temat pracę, albo coś w tym stylu. Po tym, jak spadł z piątego piętra pewnie powinien był nabawić się jakichś poważnych obrażeń wewnętrznych. A tu nic.
– A panu, co się stało? – zagaił Piłkarz. Stały Bywalec tylko jęknął. Znał już wszystkie typy szpitalne i wiedział, że nie ma się co spodziewać szczerej, życzliwej odpowiedzi.
"Mógłbym powiedzieć, że pękły mi struny głosowe" – pomyślał Szałapach, ale zanim zdążył się powstrzymać, już odpowiadał:
– Bóg zrobił mi dowcip.
Bo jak inaczej wytłumaczyć, że przy tylu okazjach – szerokiej szarej równinie betonowych płyt chodnikowych, młodych krzakach prężących zabójczo grubiejące gałęzie, stosie ostrych kamieni zagrabionych z zabytkowego kamieniołomu a mającym udawać ogródek skalny, siedmiu rurach postawionych na sztorc w próbie przekształcenia ich w dzieło sztuki (coś z aniołami w tytule) on rąbnął z niemałą prędkością zapoczątkowana przez niefartowny poślizg w wcale nie taką znów wielką, własnoręcznie usypaną górę śniegu, która przetrwała początkującą odwilż i zamortyzowała jego upadek.
To musiał być dowcip.
– Pewnie chciał panu coś przez to powiedzieć – oznajmił, jak było do przewidzenia Mędrzec.
Szałapach domyślił się co, zanim Mędrzec wygłosił następne wiekopomne słowa.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s