krótka historia internetu wg. TOT

Ten od teledysku czasem tęskni za:
– sobą jako tym tajemniczym nickiem, który krył zdobywcę zanickowanych kobiet – tych wszystkich piękności, którym brakowało któregoś rodzaju spełnienia. Pozwólcie, że opowiem Wam o nich:
Jedna była oczytaną, inteligentną kobietą nieco po czterdziestce, która rzuciła męża w imię spotkań na czacie. Ten od teledysku pamięta jak rozmawiał z nią i zdumiał się jak bardzo ona potrafi się mylić. Za jej pośrednictwem zrozumiał, jak bardzo inteligencja, oczytanie i wynikające z nim marzenia potrafią zwodzić kobiety, ale i mężczyzn, choć ci jeszcze mniej chętnie do tego się przyznają. Druga była chaosem ściągającym ku sobie mężczyzn, trzecia sprytną flirciarą, czwarta miała fetyszystycznie- dominujące pokusy, piąta była sprytną dowcipiarą, piąta pragnęła mężczyzn, którzy nacinaliby jej nabrzmiałe w uniesieniach sutki żyletkami, następna była słodka w stroju i poczynaniach, kolejna buntowała się przeciw jedzeniu mięsa, a jeszcze inna miała córkę i nie ufała żadnemu mężczyźnie, który wydawał się jej zbyt interesujący. Wszystkie one wywierały na Tym od teledysku wpływ bardziej niż niebagatelny i wszystkie zostawiły w nim, coś, czego do dziś nie potrafi nadgonić. A zatem, by dochować wierności akapitowi, tęskni za:
– sobą jako tym durnym debilem, który napisał na privie: "nie strasz mnie", w kontekście kobiety niezwykłej poprzez jej fałszywą agresję, dziką a zatem nieokiełznaną pewność siebie będącą pragnieniem spotkania kolesia, który spisałby się lepiej niż Tot. Czy czasem wydaje się Wam, że raz jeden w historii siebie wypowiedzieliście o jedno niewłaściwe słowo za dużo? Że mogliście ten jeden raz nie śmiać się z dzieciaka (jak wy), z którego śmiali się wszyscy inni, że mogliście nie rzucić kamieniem i takie tam? Ten od teledysku pamięta – w imię tych wszystkich wspomnień – czatową dziewczynę, przed którą ostrzegał go zakochany w niej koleś, a która jakoś tam ufała mu (czemu nie sprostał zupełnym przypadkiem, bo w godzinie, w której się z nią umówił internet – za pomocą którego się spotykali – był znacznie mniej dostępny, niż dziś)
– sobą pod tym mizernym drzewkiem, kiedy lunął deszcz,a on, jak należy, ukrył Ją pod kurtką, ale nie wykorzystał tego, bo przecież nie należy – jak wykombinował – korzystać z niewieścich tarapatów. Ona nie wiedziała o tym, dlatego rok i trochę więcej później zaprosiła go w weselnych okolicznościach na poddasze, gdzie zaciągając się długim, wąskim papierosem, szepnęła: "zimno mi". Pomyślał: "Masz męża – może go tu nie ma, może znaliśmy się wcześniej, może było jakieś cośtam, ale masz męża. Może nazwiesz syna moim imieniem i będziemy wymieniać maile i smsy o skrytych treściach, ale masz męża." 
A potem patrzył na innego kolesia i myślał – jakie to smutne, z każdego punktu widzenia, bp przecież każde z nas jakoś coś w tym traci. 
"A co to znaczy: "Eunice" – spytała, gdy zirytowany pan młody (bo to przecież było wesele) uderzył w kolesia, który zastąpił Tego od teledysku złośliwą, klasyczną aluzją.
– sobą w tej wannie pełnej Niej i półtoralitrowymi butelkami parszywego taniego wina, u niej białego, u niego czerwonego, gdy pili krok po kroku do orgazmu, choć wanna była ciasna, a wino tanie.
– sobą gdy było mu bliżej do ludzi w tym nieco naiwnym braku przekraczania oczekiwań, gdy chciał od ludzi tylko tego, co może im dać, tylko tego miejsca czekającego na wypełnienie nim,
– sobą, któremu się wydawało, że ludzie zawsze będą lubić go za to wszystko, czego on w sobie nie dostrzega.
Potem Ten od teledysku budzi się i stwierdza, że Szałapach nie tęskni za żadną z tych rzeczy; co więcej – wolałby, by Ten od teledysku przestał mieszać wspomnienia z gówniarskimi oczekiwaniami. Siadają obaj na dachu, lub na schodach, albo przy stole i opowiadają sobie o rzeczach, za którymi nie tęsknią. Aż wreszcie, po pewnej ilości zdań, Ten od teledysku oświadcza:
– Kiedyś, kiedy zapomnę o wszystkim, czego, jak sądzę, oczekują ode mnie nowo poznani ludzie, zamknę się w mieszkaniu i spędzę dziesięć lat życia tylko sam ze sobą.
– No i co? – pyta Szałapach.
– To będzie straszna masa straconego na siebie czasu – odpowiada po chwili Ten od teledysku i idzie po wódkę dla nich obu, czego oczywiście będzie żałował następnego poranka, ale za czym pewnie zatęskni, za lat dziesięć, lub może piętnaście.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s