Zima postanowiła być uparta w tym roku. Wampirella klnie na nią w żywy kamień, Jajo a to narzeka, że mróz jest za duży na deskę, a to że śniegu na to za dużo napadało. Pewnie odetchnie z ulgą na wiosnę, kiedy za całą wymówkę starczy mu widok za oknem. Ślimak gdzieś się zakopał, Ruda chyba szykuje się do rozstania z nowym facetem, który omal że nie został jej mężczyzną i tylko Sowa czasem coś tam o sobie przypomina Temu od teledysku. Pewnie wie, że się przed nią chowa.
Pieszczoch nadal jest zaręczony, a Perełka został ojcem.
Ten od teledysku otwiera okna na oścież i cieszy się, że marznie. Śnieg sypie, ale Wisła rozmarzła już miejscami. Na szczęście półchoinka, którą ktoś rzucił na lód na rzece, a którą Ten od teledysku odkrył pewnego świtu, gdy wracał do domu po Zamiastconie, wciąż tkwi w okowach. Ten od teledysku mija ją w drodze do pracy i cieszy się z tego, a wraz z nim cieszą się rybitwy oskubujące drzewko z igiełek. Czas upływa z każdą urwaną igiełka i zbliża się wiosna, w którą chyba coraz trudniej uwierzyć. Może czas zamarzł, a z nim oni wszyscy? To niezła myśl – zostali by tu na wieczność.
Ten od teledysku chodzi ulicami jak przez pole minowe pod ostrzałem – uważa na każdy krok, by nie wywinąć kozła i nie połamać się doszczętnie a przy tym co chwila zerka w górę, pod dachy – gdzie czają się sople. W efekcie trudno mu skupiać się na mijanych kobietach, które przecież tak pięknie wyglądają zimą – poopatulane aż po same nosy, nad którymi opinają się zaraz rozciągnięte do granic możliwości czapidła. Tylko oczy im błyszczą spod tych zbroi i czasem jeszcze strzępy włosów buntują się przeciw dzianinowym niewolom.
Wszystkie je można teraz sobie wyobrażać. Zupełnie jak wiosnę za lodem.