bez przeznaczeń

-Od czasu do czasu, ani częściej niż inne przypadki, ani jakoś szczególnie rzadziej, dopadają nas niepowodzenia. Ot, tak, albo w wyniku spisku nieżyczliwych nam sukinsynów. Nadążasz za mną?
Ten od teledysku skinął głową, że nadąża.
– Dobrze – Ślimak zaciągnął się papierosem, pierwszy raz od czasów, gdy palenie było czymś, na co trzeba uważać z obawy przed burą rodziców. – Rozumiesz, można w tym upatrywać jakiegoś odwróconego mesjanizmu, ogólnego kurewstwa, albo po prostu brać to na siebie jak pokorny chrześcijanin.
– Znam jednego chrześcijanina – przypomniał sobie Ten od teledysku i zaraz się zmartwił, bo przecież nikomu dotąd o nim nie powiedział.
– No i Bóg z nim – Ślimak strzepnął popiół. Kolejny dawno nie wykonywany gest. Miał nadzieję, że nie wypali sobie dziury w spodniach. – Chodzi mi o to, że nie ma właściwej reakcji na niepowodzenie, rozumiesz?
– Rozumiem. Ale czemu mi o tym mówisz? Spotkało cię coś paskudnego?
– Nie, nie cholera – Ślimak spróbował wydmuchać kółko z dymu, ale nie udało mu się. Właściwie nigdy mu to nie wyszło, miał jednak nadzieję, że teraz, przy okazji pierwszego papierosa po latach, jakimś cudem dymne kółko wyjdzie mu ot, tak. – Wszystko w porządku! To znaczy – poprawił się – normalnie. Tak, po prostu gadam, bo dawno się nie widzieliśmy, więc nie bardzo mamy o czym. A chcę być gotowy.
– Jakby dachówka miała ci spaść na głowę? – domyślił się Ten od teledysku.
-A, właśnie! – roześmiał się Ślimak i z radości aż zdusił papierosa. – Pamiętasz?
Kiedyś, dawno temu, Ślimak przeczytał gdzieś, że co któryś tam człowiek ginie od uderzenia dachówki, która nie dość że wybrała jedną chwilę spośród wielu lat, odkąd położono ją na dachu, to jeszcze uderzyła pod odpowiednim kątem w odpowiednio nieodpornego na takie niespodzianki nieszczęśnika. Prawdopodobieństwo śmierci od spadającej dachówki jest małe, wręcz mizerne, zwłaszcza wobec prawdopodobieństwa śmierci od samochodu, podłego humoru jakiegoś nożownika, albo jakiejś przyczajonej podłej choroby. Niemniej Ślimak przed długi czas chodził ulicami z daleka od ścian budynków, zadzierając łeb w górę i rozglądając się czujnie po złowrogich krawędziach dachów.
– Chcę być gotowy, rozumiesz? – powtarzał Temu od teledysku. – Codzień jakaś dachówka może mi spaść na głowę, właśnie mnie. Będę gotowy.
Teraz, po ponad dwudziestu latach, Ten od teledysku znalazł wreszcie dla niego właściwą odpowiedź:
– To dobrze, podoba mi się to. Grasz na nosie przeznaczeniu.
– Jak to? – zdziwił się z kolei Ślimak zerkając niespokojnie na zgnieciony papieros, w którym tliły się jeszcze resztki trucizny.
– Nie wierzysz w gada. Może nie zaznasz spokoju, ale jemu też nie pozwolisz się zdominować. To fajne, podoba mi się.
Ślimak rozważał to przez kilka chwil.
– To może pogadajmy o laskach – zaproponował.

Dodaj komentarz