Kiedyś, chyba wcale nie tak dawno temu, Szałapach usiadł przy maleńkim barze swojej ulubionej knajpy z czasów studiów. Za oknem padał deszcz, być może to przed nim właśnie Ten od teledysku i Ruda ukrywali się pod plakatem zachęcającym do cieszenia się koncertami którejś z bogatych odsłon muzyki klasycznej. Ale mogło też być to innego dnia.
Szałapach siedział naprzeciw mężczyzny, który wcale się nie zmienił w jego oczach od czasów studiów, nawet nie posiwiał prawie wcale, co bynajmniej nie jest częste w przypadku mężczyzn o kruczoczarnych włosach.
– Byłem na spotkaniu klasowym – pochwalił się Szałapach. Mógł być dumny – do jego spotkania doszło nim pojawił się popularny portal. Wtedy jednak, nie zdawał sobie sprawy z internetowej przyszłości, poczucie dumy ominęło go więc.
– No popatrz, ja też – ucieszył się mężczyzna, pamiętający wciąż Szałapacha jako coraz mniej chuderlawego studenta o ciągle jeszcze długich włosach.
– I jak było?
– Powiem ci jedno. Nigdy nie jedź na czterdziestolecie matury.
To spotkanie, chyba ich ostatnie, przypomniało się Szałapachowi, gdy siedział naprzeciwko dwóch zalanych coraz mniej radośnie kobiet, swego czasu koleżanek z klasy. Już kiedy zadzwoniły niespodziewanie, odrywając go od nic nierobienia, wyczuł, że coś będzie nie tak. Czasem każdemu zdarza się to przeczucie – ktoś dzwoni a ty wiesz, że będzie chciał czegoś więcej niż rozmowy. Mimo to dołączył do nich.
Były radośnie pijane bardziej nawet niż on trzeźwy. Gdy wreszcie Kolanna padła czołem w stół, zniecierpliwiona Smutna wygarnęła Szałapachowi co sądzi o jego niedomyślności. Wtedy pomógł im się pozbierać i wsadził je do taksówki, po drodze wprowadzając w błąd odnośnie swojego sądu na temat ich zaproszenia. Nie otrzymał odpowiedzi na pożegnanie. Kolanna przebywała już we własnym świecie, co bez pudła zrozumiał taksiarz, wykrzywiając się niechętnie na takich klientów, a Smutna dumała niewesoło nad niedomyslnością Szałapacha, co też było mu bardzo na rękę.
Wrócił do domu, pogłaskał Inkę, nalał sobie mineralnej i z rzadko używanej szuflady wyjął notes, w którym rozpisał wszystkie dni swojego życia. W tym, który odpowiadał za czterdziestolecie matury, dopisał: "nie jechać".
Szałapach siedział naprzeciw mężczyzny, który wcale się nie zmienił w jego oczach od czasów studiów, nawet nie posiwiał prawie wcale, co bynajmniej nie jest częste w przypadku mężczyzn o kruczoczarnych włosach.
– Byłem na spotkaniu klasowym – pochwalił się Szałapach. Mógł być dumny – do jego spotkania doszło nim pojawił się popularny portal. Wtedy jednak, nie zdawał sobie sprawy z internetowej przyszłości, poczucie dumy ominęło go więc.
– No popatrz, ja też – ucieszył się mężczyzna, pamiętający wciąż Szałapacha jako coraz mniej chuderlawego studenta o ciągle jeszcze długich włosach.
– I jak było?
– Powiem ci jedno. Nigdy nie jedź na czterdziestolecie matury.
To spotkanie, chyba ich ostatnie, przypomniało się Szałapachowi, gdy siedział naprzeciwko dwóch zalanych coraz mniej radośnie kobiet, swego czasu koleżanek z klasy. Już kiedy zadzwoniły niespodziewanie, odrywając go od nic nierobienia, wyczuł, że coś będzie nie tak. Czasem każdemu zdarza się to przeczucie – ktoś dzwoni a ty wiesz, że będzie chciał czegoś więcej niż rozmowy. Mimo to dołączył do nich.
Były radośnie pijane bardziej nawet niż on trzeźwy. Gdy wreszcie Kolanna padła czołem w stół, zniecierpliwiona Smutna wygarnęła Szałapachowi co sądzi o jego niedomyślności. Wtedy pomógł im się pozbierać i wsadził je do taksówki, po drodze wprowadzając w błąd odnośnie swojego sądu na temat ich zaproszenia. Nie otrzymał odpowiedzi na pożegnanie. Kolanna przebywała już we własnym świecie, co bez pudła zrozumiał taksiarz, wykrzywiając się niechętnie na takich klientów, a Smutna dumała niewesoło nad niedomyslnością Szałapacha, co też było mu bardzo na rękę.
Wrócił do domu, pogłaskał Inkę, nalał sobie mineralnej i z rzadko używanej szuflady wyjął notes, w którym rozpisał wszystkie dni swojego życia. W tym, który odpowiadał za czterdziestolecie matury, dopisał: "nie jechać".