a jednak – efekty robienia porządków.

dwa tysiące trzeci.

Normal
0
21

false
false
false

MicrosoftInternetExplorer4

<!–
/* Style Definitions */
p.MsoNormal, li.MsoNormal, div.MsoNormal
{mso-style-parent:"";
margin:0cm;
margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:12.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";}
@page Section1
{size:595.3pt 841.9pt;
margin:70.85pt 70.85pt 70.85pt 70.85pt;
mso-header-margin:35.4pt;
mso-footer-margin:35.4pt;
mso-paper-source:0;}
div.Section1
{page:Section1;}
–>

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:”Times New Roman”;
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}

Iza nie miała nic, oprócz słoni.
Słonie były miłe, wesołe i w ogóle przyjacielskie, super i sympatyczne, ale
jednak czegoś Izie w tym wszystkim brakowało. Nie bardzo jednak wiedziała
czego, a i słonie nie potrafiły wyjaśnić jej nic w tej sprawie. Biegały tylko
wokół machając trąbami, cokolwiek, zdaniem Izy, zbyt beztrosko i łypały na nią
wielkimi niebieskimi oczyma. W oczach tych można było dostrzec troskę, miłość
oraz całą masę innych pozytywnych uczuć, ale ani trochę zrozumienia. Nic. Zero.
Nul. Ani du du.

Gdybyż, choć to wszystko działo
się w Afryce, albo w Indiach! Ale nie.

Właściwie, powyższe zdanie nie do
końca odpowiada prawdzie, tak naprawdę, bowiem, nikt – ani Iza, ani słonie, ani
nawet ja, nie ma pojęcia gdzie to się działo. W związku z tym, czysto
teoretycznie, mogło dziać się, potencjalnie, także w Indiach lub Afryce.
Prawdopodobieństwo takiego umiejscowienia słoni i Izy istnieje i wykluczyć się
go nie da, chociaż jest maleńkie. Tycie. Gdyby bakterie miały swoje własne,
maleńkie, nawet w skali bakterii, bakterie, to prawdopodobieństwo mogłoby być
zbliżone rozmiarem do bakterii tych tycich bakterii.

Ponieważ wszystko zrobiło się
nieco tajemnicze i poplątane, pozwólcie, że przybliżę wam nieco historię Izy. I
słoni, oczywiście, i słoni.

Wcale nie tak dawno temu, ale
jednak w czasach, które pamiętać można głównie dzięki starym, pożółkłym
zdjęciom, początkującemu kinematografowi oraz wspomnieniom pradziadków, pewne
opływające w dostatek towarzystwo oceaniczne zbudowało wspaniały, potężny i
niezatapialny okręt, któremu, jak to w takich przypadkach bywa, zdarzyło się
zatonąć podczas pierwszego rejsu.

Statkiem tym płynęła Iza w
towarzystwie swojej niani i rodziców. Rodzice przebywali wprawdzie zazwyczaj
poza horyzontem postrzegania Izy, ponieważ oddawali się z ukontentowaniem
światowemu życiu, w którym nie było miejsca dla siedmioletniej dziewczynki,
jednak nie wypada ich pominąć. Znacznie ważniejsza była w życiu Izy niania,
ponura zołza ubierająca się bez wyjątku na fioletowo i strasząca często dziewczynkę
jeszcze bardziej fioletową parasolką zakończoną dziwaczną, szklaną kulą.
Fioletową, naturalnie. Iza nauczyła się bać i nienawidzić fioletu, jeszcze nim
zaczęła raczkować. Szczęście, że słonie nie miały fioletowych oczu, bo pewnie
by je pozabijała.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s