Czasami myślę o rzeczach, które się nie zdarzą. Patrzę na Tego od teledysku i wydaje mi się, że dostrzegam wszystkie jego błędy, jak i to dokąd go zaprowadzą. Myślę, że mógłbym porozmawiać z nim i wytłumaczyć mu co i jak powinien zrobić, by wydarzenia potoczyły się lepiej. Przyglądam się Szałapachowi i wiem co powinienem mu powiedzieć. Obserwuję Rudą i wiem w którym miejscu wciąż niewłaściwie zakręca w drodze pomiędzy domem a pracą. Z czasem jednak uświadomiłem sobie prostotę niemożności. A było to tak:
Ten od teledysku i Ślimak siedzieli u tego drugiego w nie jego mieszkaniu na poddaszu. Było to dziwne miejsce – pokoje gnieździły się wokół pokręconego długiego przedpokoju upstrzonego bałaganem butów, kurtek i zwierzęcych zabawek. Każde drzwi były inne – jedne drażniły niepomalowanym drewnem, inne wygłupiały się nierówno nałożoną farbą, jeszcze inne poprzetykały żółtym, grubym szkłem niby to stylizowane sklejkowe listwy. Nie wiedzieć czemu w jednej trzeciej przedpokoju wyrosła kiczowata biała kolumna nieudolnie udająca antyczną ozdobę. Było ciemnawo i chłodno.
– Mam już swoje lata – mówił Ślimak, ciesząc się, że znów rozmawiają z Tym od teledysku, jak robili to w dzieciństwie. Zastanawiał się czy może Ten od teledysku czuje chęć nagrywania i tej rozmowy. Jako dzieciak był prawdziwym maniakiem nagrywania. – Mam swoje lata i potrafię, wiesz, spojrzeć na to, co było i zobaczyć co spieprzyłem. Więc wydawałoby się, że jak widzę błędy, to powinienem umieć jakoś ich unikać, później. Że powinienem się czegoś nauczyć.
Ten od teledysku pokiwał głową. Nie odzywał się, trochę zarażony szałapachową niechęcią wobec słów, trochę niepewny co sensownego mógłby powiedzieć. Zorientował się jednak, że Ślimak oczekuje jakichś słów, jakichkolwiek.
– Mam tak samo – odpowiedział więc.
– No właśnie. I gówno. Rozumiesz? Spotykam laskę i robię to samo, co zwykle. Jak po sznurku.
– Podobasz się kobietom – przypomniał sobie Ten od teledysku. – Lubią cię. No i wiedzą, że nie jesteś jakimś kolesiem od westchnień i trzymania się pod rękę. Umiesz z nimi rozmawiać, umiesz się z nimi bawić i umiesz z nimi spać. To wszystko cenne.
– Tak. Ale równocześnie za każdym razem, gdy zaczynam coś nowego chciałbym, aby wreszcie coś z tego wyszło. Ale wiem, już u samego początku wiem, że tak nie będzie. Wiem jakie błędy popełnię i popełniam je. Jeden po drugim. Aż do końca.
– Wiedzieć to za mało – wymyślił Ten od teledysku, w tej chwili rzeczywiście rozumiejąc i jak przystało na rozmowę, w której naprawdę można się czegoś dowiedzieć, myśląc o sobie.
I tak to było. Od tamtej rozmowy i ja wiem to, co odkryli tamci dwaj. Patrzę na Tego od teledysku i wydaje mi się, że znam wszystkie jego błędy, dostrzegam każdą bezwzględnie wykorzystywaną okazję do popełniania pomyłek. I wiem, że gdybym stanął przed nim i wręczył mi oparty o tę wiedzę poradnik, mapę sensownego życia; że choćbym usiadł mu na ramieniu i dyktował każdy krok – nic to nie zmieni.
Ten od teledysku i Ślimak siedzieli u tego drugiego w nie jego mieszkaniu na poddaszu. Było to dziwne miejsce – pokoje gnieździły się wokół pokręconego długiego przedpokoju upstrzonego bałaganem butów, kurtek i zwierzęcych zabawek. Każde drzwi były inne – jedne drażniły niepomalowanym drewnem, inne wygłupiały się nierówno nałożoną farbą, jeszcze inne poprzetykały żółtym, grubym szkłem niby to stylizowane sklejkowe listwy. Nie wiedzieć czemu w jednej trzeciej przedpokoju wyrosła kiczowata biała kolumna nieudolnie udająca antyczną ozdobę. Było ciemnawo i chłodno.
– Mam już swoje lata – mówił Ślimak, ciesząc się, że znów rozmawiają z Tym od teledysku, jak robili to w dzieciństwie. Zastanawiał się czy może Ten od teledysku czuje chęć nagrywania i tej rozmowy. Jako dzieciak był prawdziwym maniakiem nagrywania. – Mam swoje lata i potrafię, wiesz, spojrzeć na to, co było i zobaczyć co spieprzyłem. Więc wydawałoby się, że jak widzę błędy, to powinienem umieć jakoś ich unikać, później. Że powinienem się czegoś nauczyć.
Ten od teledysku pokiwał głową. Nie odzywał się, trochę zarażony szałapachową niechęcią wobec słów, trochę niepewny co sensownego mógłby powiedzieć. Zorientował się jednak, że Ślimak oczekuje jakichś słów, jakichkolwiek.
– Mam tak samo – odpowiedział więc.
– No właśnie. I gówno. Rozumiesz? Spotykam laskę i robię to samo, co zwykle. Jak po sznurku.
– Podobasz się kobietom – przypomniał sobie Ten od teledysku. – Lubią cię. No i wiedzą, że nie jesteś jakimś kolesiem od westchnień i trzymania się pod rękę. Umiesz z nimi rozmawiać, umiesz się z nimi bawić i umiesz z nimi spać. To wszystko cenne.
– Tak. Ale równocześnie za każdym razem, gdy zaczynam coś nowego chciałbym, aby wreszcie coś z tego wyszło. Ale wiem, już u samego początku wiem, że tak nie będzie. Wiem jakie błędy popełnię i popełniam je. Jeden po drugim. Aż do końca.
– Wiedzieć to za mało – wymyślił Ten od teledysku, w tej chwili rzeczywiście rozumiejąc i jak przystało na rozmowę, w której naprawdę można się czegoś dowiedzieć, myśląc o sobie.
I tak to było. Od tamtej rozmowy i ja wiem to, co odkryli tamci dwaj. Patrzę na Tego od teledysku i wydaje mi się, że znam wszystkie jego błędy, dostrzegam każdą bezwzględnie wykorzystywaną okazję do popełniania pomyłek. I wiem, że gdybym stanął przed nim i wręczył mi oparty o tę wiedzę poradnik, mapę sensownego życia; że choćbym usiadł mu na ramieniu i dyktował każdy krok – nic to nie zmieni.
Dlatego od czasu do czasu myślę o rzeczach, które się nie przydarzą. O wszystkim tym, co mogłoby czekać na Tego od teledysku, gdyby nie mylił, częściowo świadomie, drogi.
Sądzę, że kiedyś – on albo ja, albo może Ślimak, lub ktoś inny, kogo znamy, wymyśli wreszcie jak wykorzystać tę zdobytą z niemałym trudem wiedzę. I wtedy napiszę o Tym od teledysku coś zupełnie nowego.
Sądzę, że kiedyś – on albo ja, albo może Ślimak, lub ktoś inny, kogo znamy, wymyśli wreszcie jak wykorzystać tę zdobytą z niemałym trudem wiedzę. I wtedy napiszę o Tym od teledysku coś zupełnie nowego.