Tego mężczyznę Szłapach znalazł przypadkiem. Odezwała się jego zbuntowana stopa, co to od roku wyzłośliwiała się nieregularnie przypominałąc o własnym istnieniu ostrym, kłującym bólem w pięcie. Ilekroć tak się zdarzało, zaskoczony nielojalnością fragmentu własnego ciała gubił krok, a bywało, że gubił i rytm i pion. Tym razem zaszedł radykalny przypadek. Szałapach potknął się, zatoczył i uratował przed upadkiem opierając o ścianę stanowiącą kawałek zaniedbanego muru, pod który beztroscy mieszkańy okolicy zwalali wysłużone, a niechciane już: fotele, strzępy wersalek, niemodne a nieorientalne lampki nocne oraz rozmaite inne fragmenty umeblowania.
Tym razem pośród całego tego przesyconego wspomnieniami bogactwa leżał niespecjalnie zaniedbany mężczyzna. Fakt, iż Szałapach omal go nie przydeptał uznał za na tyle oburzający, by zmoblizować go do otworzenia jednego oka, którym natychmiast łypnął nieżyczliwie, oraz wygłoszenia mało przyjemnego komentarza.
Szałapach spróbował się tłumaczyć wirowaniem Ziemi, od którego czasem kręciło mu się w głowie. Tak oryginalne usprawiedliwienie skłoniło mężczyznę do otworzenia drugiego oka.
– To dlatego, że jest pan ostały – oznajmił. – Ostali wiecznie gubią się w rzeczywistości. Pan nie podróżuje, nie wędruje, prawda?
Szałapach przyznał, że prawda.
Tym razem pośród całego tego przesyconego wspomnieniami bogactwa leżał niespecjalnie zaniedbany mężczyzna. Fakt, iż Szałapach omal go nie przydeptał uznał za na tyle oburzający, by zmoblizować go do otworzenia jednego oka, którym natychmiast łypnął nieżyczliwie, oraz wygłoszenia mało przyjemnego komentarza.
Szałapach spróbował się tłumaczyć wirowaniem Ziemi, od którego czasem kręciło mu się w głowie. Tak oryginalne usprawiedliwienie skłoniło mężczyznę do otworzenia drugiego oka.
– To dlatego, że jest pan ostały – oznajmił. – Ostali wiecznie gubią się w rzeczywistości. Pan nie podróżuje, nie wędruje, prawda?
Szałapach przyznał, że prawda.
– Ano, właśnie – westchnął mężczyzna. – Widzi pan, ludzie – wszyscy ludzie – są bez ustanku w podróży. Ruch to przyrodzony stan istnieia człowieka. Wędrujemy, czy tego chcemy, czy nie. Niestety, stłumiliśmy instynkt podrózniczy, który tysiące lat temu kazał nam przenosić się z miejca na miejsce całymi hordami, czy tam plemionami. Osiedliśmy, ostaliśmy. I od tego popieprzyło się nam w głowach.
Szałapach odważył się wyznać, że nie do końca zrozumiał.
– Widzisz pan, istnieje czas i przestrzeń – to są wymiary naszego życia – wykazał nieco cierpliwości mężczyzna. – I w czasie poruszamy się cały czas. Każdy dzień jest dla nas innym dniem. Można powiedzieć, że przenosimy się z jednego dnia na drugi, tak? A czy tak samo bywa z przestrzenią? Nie, przestrzennie siedzimy w miejscu. W połowie więc pozostajemy w ruchu, a w połowie ostaliśmy. Od takiego dysonansu można zwariować no i ludzie wariują.
Szałapach odważył się wyznać, że nie do końca zrozumiał.
– Widzisz pan, istnieje czas i przestrzeń – to są wymiary naszego życia – wykazał nieco cierpliwości mężczyzna. – I w czasie poruszamy się cały czas. Każdy dzień jest dla nas innym dniem. Można powiedzieć, że przenosimy się z jednego dnia na drugi, tak? A czy tak samo bywa z przestrzenią? Nie, przestrzennie siedzimy w miejscu. W połowie więc pozostajemy w ruchu, a w połowie ostaliśmy. Od takiego dysonansu można zwariować no i ludzie wariują.
– Niezła teoryjka – mruknął Szałapach przeklinając w duchu złośliwą piętę. – Ale…
– Żadne ale – przerwał mu mężczyzna. – Z naszego ostania wynikają wszystkie te depresje i wojny. Bo ostałe życie jest męczące i nudne. To jak pół śmierci. Niby żyjemy, ale jakoś tak niezaużalne i bez sensu. Czy pan pamięta, gdzie pan był wczoraj o czternastej?
Szłapach wytężył pamięć.
– Piłem kawę w domu – oznajmił z triumfem.
– I czym była naznaczona ta chwila? Co ją różniło od wszystkich innych chwil?
– No… To była niezła kawa?
– Widzi pan? Niczym. A ja wczoraj o czternastej byłem w zupełnie innym mieście. Biegłem przez przednieścia, rozcharatałem sobie łokieć na zniszczonym płocie. Jakiś ciul mnie gonił. Tym była naznaczona moja chwila. A przedwczoraj wspinałem się na małą górkę, pod tamtym miastem i zobaczyłem z niej całą jego zasyfioną panoramę. Rozumie pan? Każda moja chwila coś znaczy, bo ja wędruję i poprzez czas i poprzez przestrzeń. Żyję. A pan?
"Już niedługo – chcia ripostować Szałapach. – Już niedługo, skoro opowiadasz mi o swoim życiu." Ugryzł się jednak w język, bąknął coś na pożegnanie i uciekł.
Im bardziej zbliżał się do domu, tym bardziej sensowna wydawała mu się teoria mężczyzny. Rzeczywiście, cywilizując się ludzie oddalali się od natury. Może oddalali się też od istoty istnienia?
Postanowił, że zmieni swoje postępowanie. Że nie będzie podróżował tylko poprzez czas, ale i przez przestrzeń. Już jutro wyruszy na jakąś wyprawę. Może wybierze się w góry?
Ledwie zamknął za sobą drzwi rzucił się do szuflady z mapami w poszukiwaniu celu. Ponieważ chciało mu sie pić, porzucił stos map i zrobił sobie kawę. Jej aromat oszołomił go. Ucieszył podniebienie jednym gorzkawym łykiem i już już miał wrócić do map, kiedy uznał, że jeden łyk to za mało. Pociągnął więc drugi. Uznał, że nie wypada pić kawy stojąc jak głupi i przybrał bardziej przynależną kawie pozycję mężczyzny rozpartego w fotelu.
Kwadrans później kręcił zaangażowanie starym, wyblakłym globusem i zatrzymywał jego ruch przyciskając doń palec.
– Osaka! – wołał ucieszony – Jestem w Osace!
Potem znów kręcił globusem i odnajdywał się w: Teksasie, Weronie, Sigishoarze, Kijowie.
Szczerze uradowany podróżował tak do północy, a życie nabierało dlań nowego sensu.
– Żadne ale – przerwał mu mężczyzna. – Z naszego ostania wynikają wszystkie te depresje i wojny. Bo ostałe życie jest męczące i nudne. To jak pół śmierci. Niby żyjemy, ale jakoś tak niezaużalne i bez sensu. Czy pan pamięta, gdzie pan był wczoraj o czternastej?
Szłapach wytężył pamięć.
– Piłem kawę w domu – oznajmił z triumfem.
– I czym była naznaczona ta chwila? Co ją różniło od wszystkich innych chwil?
– No… To była niezła kawa?
– Widzi pan? Niczym. A ja wczoraj o czternastej byłem w zupełnie innym mieście. Biegłem przez przednieścia, rozcharatałem sobie łokieć na zniszczonym płocie. Jakiś ciul mnie gonił. Tym była naznaczona moja chwila. A przedwczoraj wspinałem się na małą górkę, pod tamtym miastem i zobaczyłem z niej całą jego zasyfioną panoramę. Rozumie pan? Każda moja chwila coś znaczy, bo ja wędruję i poprzez czas i poprzez przestrzeń. Żyję. A pan?
"Już niedługo – chcia ripostować Szałapach. – Już niedługo, skoro opowiadasz mi o swoim życiu." Ugryzł się jednak w język, bąknął coś na pożegnanie i uciekł.
Im bardziej zbliżał się do domu, tym bardziej sensowna wydawała mu się teoria mężczyzny. Rzeczywiście, cywilizując się ludzie oddalali się od natury. Może oddalali się też od istoty istnienia?
Postanowił, że zmieni swoje postępowanie. Że nie będzie podróżował tylko poprzez czas, ale i przez przestrzeń. Już jutro wyruszy na jakąś wyprawę. Może wybierze się w góry?
Ledwie zamknął za sobą drzwi rzucił się do szuflady z mapami w poszukiwaniu celu. Ponieważ chciało mu sie pić, porzucił stos map i zrobił sobie kawę. Jej aromat oszołomił go. Ucieszył podniebienie jednym gorzkawym łykiem i już już miał wrócić do map, kiedy uznał, że jeden łyk to za mało. Pociągnął więc drugi. Uznał, że nie wypada pić kawy stojąc jak głupi i przybrał bardziej przynależną kawie pozycję mężczyzny rozpartego w fotelu.
Kwadrans później kręcił zaangażowanie starym, wyblakłym globusem i zatrzymywał jego ruch przyciskając doń palec.
– Osaka! – wołał ucieszony – Jestem w Osace!
Potem znów kręcił globusem i odnajdywał się w: Teksasie, Weronie, Sigishoarze, Kijowie.
Szczerze uradowany podróżował tak do północy, a życie nabierało dlań nowego sensu.