I po Zamiastconie. Pochylając się z troską ale i odpowiednią porcją surowości nad Tym od teledysku, stwierdzić trzeba, że niestety, niewiele z niego pamięta. Znalazł coś ze dwa swoje zdjęcia na stronie Lokatora. Na jednym z nich wygląda jak na większości zdjęć z większości imprez, jakie mu się przytrafiły, należy więc sądzić, że zachowywał się i bawił jak zwykle.
Zamiastcon i związane z nim nadrugodzienne samopoczucia wprowadziły Tego od teledysku w marzec. Póki co cholerny ten miesiąc wygląda jak wielki kac. W pracy spełniają się najgorsze prognozy, pogoda nie tyle dogaduje się z miastem, co wisi nad nim jak ołowiana kurtyna nie marząca o niczym innym, jak tylko o tym, by przygnieść każdego, kto jeszcze ma siły się ruszać. I na dodatek zamykają Paradox Cafe. Pies w domu Tego od teledysku kicha, bachor piętro wyżej drze się całymi dniami (od trzech lat mniej więcej). Kac, po prostu kac.
Szałapach milczy. Kręci się gdzieś po własnych ścieżkach, zaczepiany kiwa tylko głową, ewentualnie tłucze placem wskazującym po czole Tego od teledysku, zapewne na jakiś znak.
Ten od teledysku myśli, że czasem świat po prostu splątuje się na amen, jeśli nie oddziałujemy na niego odpowiednio mocno. Jeślibyśmy wzięli się za siebie samych, dynamika naszego rozpychania się łokciami, a może emitowana przez nasze realizowalne pragnienia i pomysły energia nie pozwalałaby na zsupłanie się świata. Ale jeśli tylko się obijamy, jeśli tylko pozwalamy jedynie nieść się dniom, jakbyśmy wszystko mieli w głębokim poważaniu, to powszedniość ośmielona naszą fajtłapowatością skurczy wszystkie horyzonty, pogubi się i w końcu zaplącze nam świat w supeł.
Zamiastcon i związane z nim nadrugodzienne samopoczucia wprowadziły Tego od teledysku w marzec. Póki co cholerny ten miesiąc wygląda jak wielki kac. W pracy spełniają się najgorsze prognozy, pogoda nie tyle dogaduje się z miastem, co wisi nad nim jak ołowiana kurtyna nie marząca o niczym innym, jak tylko o tym, by przygnieść każdego, kto jeszcze ma siły się ruszać. I na dodatek zamykają Paradox Cafe. Pies w domu Tego od teledysku kicha, bachor piętro wyżej drze się całymi dniami (od trzech lat mniej więcej). Kac, po prostu kac.
Szałapach milczy. Kręci się gdzieś po własnych ścieżkach, zaczepiany kiwa tylko głową, ewentualnie tłucze placem wskazującym po czole Tego od teledysku, zapewne na jakiś znak.
Ten od teledysku myśli, że czasem świat po prostu splątuje się na amen, jeśli nie oddziałujemy na niego odpowiednio mocno. Jeślibyśmy wzięli się za siebie samych, dynamika naszego rozpychania się łokciami, a może emitowana przez nasze realizowalne pragnienia i pomysły energia nie pozwalałaby na zsupłanie się świata. Ale jeśli tylko się obijamy, jeśli tylko pozwalamy jedynie nieść się dniom, jakbyśmy wszystko mieli w głębokim poważaniu, to powszedniość ośmielona naszą fajtłapowatością skurczy wszystkie horyzonty, pogubi się i w końcu zaplącze nam świat w supeł.
I wtedy tylko ten cholerny arogant, przeklęty picuś niesiony własną megalomanią, ten nieszczęsny pomyleniec, czyli mówiąc prosto, któryś z pierwszych z brzegu aleksandrów wielkich (wielkich – phi!), czy będzie człowiekiem, czy wydarzeniem, czy uczuciem, czy wreszcie, jakimś pieprzonym cudem naszym własnym zachowaniem porywem wkurwu lub choćby zniecierpliwienia sobą – tylko on będzie mógł nas wyzwolić z supła całą bezrefleksyjną bezczelnością krótkiego, prostego cięcia.
Niech i tak będzie.
Niech i tak będzie.