Normal
0
21
false
false
false
MicrosoftInternetExplorer4
<!–
/* Style Definitions */
p.MsoNormal, li.MsoNormal, div.MsoNormal
{mso-style-parent:"";
margin:0cm;
margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:12.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";}
@page Section1
{size:595.3pt 841.9pt;
margin:70.85pt 70.85pt 70.85pt 70.85pt;
mso-header-margin:35.4pt;
mso-footer-margin:35.4pt;
mso-paper-source:0;}
div.Section1
{page:Section1;}
–>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:”Times New Roman”;
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
Ten od teledysku zaplątał się w intelektualne imprezy.
Jeszcze dobrze nie wywietrzało mu z głowy spotkanie z dwoma pisarzami, kiedy
trafił do tej samej knajpy na spotkanie z znacznie większą ilością pisarek.
Wszystko to dlatego, że za czasów pięknej młodości łatwo przychodziło mu
zaznajamianie się z ludźmi, w efekcie czego ciągle gdzieś kogoś zna.
Pośród sporej ilości nieznajomych ludzi wypatrzył Ślimaka, znanego także jako Piotrek Skandynaw. Ślimak owinął szal
wokół szyi a siebie samego wokół trzech, czy czterech dziewcząt, zdaje się
jakichś znajomych jego siostry, choć w przypadku Ślimaka nie można być nigdy
niczego pewnym w temacie kobiet.
Ten od teledysku usiadł przy pianinie, bo tylko tam udało mu
się znaleźć miejsce. Zaraz jakiś facet zagaił, czy Tot nie jest przypadkiem
mężem którejś z pisarek. Prawdę mówiąc, Ten od teledysku czuł pokusę, by
potwierdzić i rozsnuć przed nieznajomym mężczyzną z czarnej marynarce z
jakiegoś grubego materiału wizję trosk i radości pożycia z pisarką. Zwalczenie
pokusy zajęło mu jakieś pół ułamka sekundy.
Napił się piwa i oddał podziwianiu urody pisarek, Po drugiej
stronie Sali Ślimak robił mniej więcej to samo, tyle, że popijał wino. Potem
zgadali się co do faktu, że wyszła z nich prosta samczość nakazująca patrzeć na
kobiety jak na okazje i potencjalności.
Pisarki tymczasem zajęły się zaprzeczaniem sobie samym.
Powoływały się na mądre księgi (za wyjątkiem jednej, najmłodszej, posiadającej
jeszcze kilka wspomnień dziewczęcego uroku z dzieciństwa; ona oświadczyła, że
po prostu lubi opowiadać historie. Temu od teledysku spodobała się najbardziej
i nawet po powrocie do domu sięgnął po jej opowiadanie ze zbiorku), snuły
przypuszczenia na temat swoich tekstów i jedna w drugą zapewniały, że nie
istnieje podział na literaturę męską i damską, a jedynie na dobrą i złą. „Akurat!”
– pokpiwał w duchu Ten od teledysku słuchając, jak tłumaczą, że trzeba było
zrobić wreszcie miejsce dla kobiet, pokazać, że też potrafią i takie tam.
Zdaniem Tego od teledysku, że potrafią nie ma żadnych wątpliwości, nie
wspominając już nawet o takich tam. Ale skoro potrafią, to po jaką cholerę
wytyczać im własne podwórka w postaci kobiecych antologii? To znaczy, po jaką
cholerę Ten od teledysku wie – książki dookreślone sprzedają się lepiej od
niedookreślonych.
Niech tam. Postanowił nie wnikać. Dopił piwo i dosłuchał
rozmowy. Potem pogadał chwilę z Beatą, która wszystko to niezwykle przezywała,
zamienił kilka słów z jej mężem, aż w końcu usiadł z Ślimakiem, dzięki czemu
mogli sobie powiedzieć, co myśleli podczas spotkania.
Wokół nich uwijały się pisarki. Nie było w nich nawet śladu
tego zagubienia, które towarzyszyło pisarzom dwa dni wcześniej. Tamci
zastanawiali się nad odpowiedziami, odmierzali i oszczędzali słowa. Pisarki po
prostu odpowiadały, mówiły, spierały się ze sobą. Podczas, gdy pisarze
odrzucali autorytety nauk i myślicieli, pisarki powoływały się na nie. Ten od
teledysku porównując jednych z drugimi uznał, że świat istotnie należy już do
kobiet. Szczęśliwie wesołe i smutne imprezy gadane przy piwie i wszystkie te zalewajki
całonocne należą wciąż do mężczyzn.
Oczywiście nie zawsze. Problem z suwerennością imprezowania
polega na tym, że choć faceci mają swoje rytuały odmienne od niewieścich
sabatów, owe ostatnie oazy czystej nieskrępowanej samczości stawiające rozpasaniu
równouprawnienia opór znacznie bardziej zdecydowany, niż najbardziej
konserwatywny męski klub (jasne, tajną bronią tych imprez stanowi fakt, iż
kobiety częściej uznają je za obrzydliwe, niż nobilitujące, dlatego ani im w
głowie zdobywanie tych fortec; zresztą nie muszą tego robić, o czym jak tylko
zamknę nawias), to cóż z tych oaz wolności, gdy znaczna część przybywających do
nich mężczyzn i tak należy już do kobiet. Pomyślał o tym Ten od teledysku, gdy
Pieszczoch, który uciekł na dni kilka z Wawy zadzwonił do niego na godzinę
przed umówionym spotkaniem i powiedział: „już jedziemy”.
Acha – mruknął Ten od teledysku – Acha.
Pobrnął przez śnieg po kostki, a czasem i do połowy łydek,
mokry, zimny – piękny. Napadało go przez trzy dni rozkosznej śnieżycy.
Ten od teledysku pokonał rzekę, pstryknął kilka zdjęć
niebieskiemu mostowi i marznąc wesoło (lubi marznąć) ruszył ku knajpie, w
której się umówili. Stała tam, najwyraźniej jak co niedzielę, ta młoda
dziewczyna o oczach w kształcie łuków. Miała odsłonięte plecy, jej wystające
łopatki nie skojarzyły się Temu od teledysku z skrzydłami, ale spodobało mu się
jak poruszały się z proporcjonalną równoległością wobec kręgosłupa. Wokół szyi
miała owinięty czarny szal, co doskonale pasowało do zapchanej starymi meblami
i zdjęciami knajpy, typowej dla swojego rodzaju, ale miłej. Ten od teledysku
pamiętał dziewczynę z naleśnikarni. Wtedy ubierała się w firmowe żółcie i
zielenie.
Zamówił, co zamówił i czekał na nich.
W tle siedziała para znacznie starszych od Tego od teledysku
ludzi. Coś przeżywali. On mówił głośniej, ona ciszej. Przyszła druga barmanka,
mocniej zbudowana i pewniejsza siebie. Uśmiechała się łatwiej chyba niż
dziewczyna z naleśnikarni.
W tle pogrywał Flunk i w końcu poleciała ich wersja Blue
Monday.
Ten od teledysku pomyślał, że tak właśnie jest pięknie i że
nie musi już nic mówić. Ani słowa.