Ten od teledysku pamięta, jak kiedyś, w lany poniedziałek, na osiedlu wybudowanym wokół starego lotniska, pod brzydkim, długim, blaszano – szklanym budynkiem wielosklepowym stanął pośrodku gromady i szykował się z nią do bitki.
Czas stanął.
Mógł wymierzyć ciosy tym wszystkim zamienionym w posągi kolesiom, powywracać ich i skopać. Poskakać po nich łamiąc im żebra.
Mógł wszystko.
Potem czas znów ruszył i rzecz cała nie skończyła się bójką.
Czas stanął.
Mógł wymierzyć ciosy tym wszystkim zamienionym w posągi kolesiom, powywracać ich i skopać. Poskakać po nich łamiąc im żebra.
Mógł wszystko.
Potem czas znów ruszył i rzecz cała nie skończyła się bójką.
Pamięta jeszcze kilka dobrych chwil, które potrafią dodawać mu otuchy, kilka niezłych, które poprawiają nastrój i całkiem sporo w miarę udanych pozwalających mu złapać chwilę oddechu. Zastanawia się czasem na ile jest poprzez te właśnie wspomnienia, a na ile poprzez wspomnienia, których nie wyciąga na wierzch. A czasem na ile jest tym, kim jest pomimo nich wszystkich.
Dodaje, odejmuje, dzieli i mnoży. Rwie wspomnienia na strzępy, by posklejać je potem w jakieś nowe całości. Miesza, wybiera. Wreszcie ulega temu, co w nim najzwyczajniejsze i poddaje się leniwemu traceniu czasu na zbędnych rozrywkach.
Koniec końców codziennie i tak wymyśla siebie od nowa.
Ruda uważała, że to kłamstwo, że nie można tak żyć, a w każdym razie nie warto.
Szałapach wysłuchuje tego wyznania a potem wyciąga wódkę. Ten od teledysku wypija z wdzięcznością pierwszy kieliszek, z ulgą drugi, trzeci prawem serii, a czwarty od niechcenia.
Kiedy ma już za sobą wszystkie te kieliszki wyznaje, że najbardziej niepokoi go, że całkiem spora część pomyłek Rudej co do niego, może powoli stawać się prawdą. Że te wszystkie cholerne wyobrażenia, które inni mają na nasz temat, ich wadliwe, nieprawdziwe oceny, pozostają już przy nas. Przyklejają się do naszych ubrań, skór i dusz, niezauważalnie i lekko, nawet tego nie poczujemy, poza tą chwilą kiedy ktoś, kto posiada do nas dostęp powie nam o kilka słów za dużo. A potem nagle odkrywamy, że czyjś błąd, niesprawiedliwa ocena tak się już z nami zrosła, że stała się tym, czym wcale nie była, stała się częścią nas. I choć ci wszyscy tamci wcale nie mieli racji – i do bełkotliwej cholery nadal jej nie mają! – to nagle ich widzenie spada na nasze oczy i nagle widzimy się inaczej. Nie tak, jak wyglądamy naprawdę, tak, jakby wszystko, co nieprawdziwe nagle stało się nami a my nim.
– Kobiety – kwituje odwiecznym zaklęciem załapach, który nie nagrywa całej tej rozmowy. Juz wpadł na to, że tego akurat robić nie powinien. – Najsurowsze z istot.
– A cholera, prawda, że tak. Ale to się do nich akurat nie przykleja, nie?
Dodaje, odejmuje, dzieli i mnoży. Rwie wspomnienia na strzępy, by posklejać je potem w jakieś nowe całości. Miesza, wybiera. Wreszcie ulega temu, co w nim najzwyczajniejsze i poddaje się leniwemu traceniu czasu na zbędnych rozrywkach.
Koniec końców codziennie i tak wymyśla siebie od nowa.
Ruda uważała, że to kłamstwo, że nie można tak żyć, a w każdym razie nie warto.
Szałapach wysłuchuje tego wyznania a potem wyciąga wódkę. Ten od teledysku wypija z wdzięcznością pierwszy kieliszek, z ulgą drugi, trzeci prawem serii, a czwarty od niechcenia.
Kiedy ma już za sobą wszystkie te kieliszki wyznaje, że najbardziej niepokoi go, że całkiem spora część pomyłek Rudej co do niego, może powoli stawać się prawdą. Że te wszystkie cholerne wyobrażenia, które inni mają na nasz temat, ich wadliwe, nieprawdziwe oceny, pozostają już przy nas. Przyklejają się do naszych ubrań, skór i dusz, niezauważalnie i lekko, nawet tego nie poczujemy, poza tą chwilą kiedy ktoś, kto posiada do nas dostęp powie nam o kilka słów za dużo. A potem nagle odkrywamy, że czyjś błąd, niesprawiedliwa ocena tak się już z nami zrosła, że stała się tym, czym wcale nie była, stała się częścią nas. I choć ci wszyscy tamci wcale nie mieli racji – i do bełkotliwej cholery nadal jej nie mają! – to nagle ich widzenie spada na nasze oczy i nagle widzimy się inaczej. Nie tak, jak wyglądamy naprawdę, tak, jakby wszystko, co nieprawdziwe nagle stało się nami a my nim.
– Kobiety – kwituje odwiecznym zaklęciem załapach, który nie nagrywa całej tej rozmowy. Juz wpadł na to, że tego akurat robić nie powinien. – Najsurowsze z istot.
– A cholera, prawda, że tak. Ale to się do nich akurat nie przykleja, nie?