Normal
0
21
false
false
false
MicrosoftInternetExplorer4
<!–
/* Style Definitions */
p.MsoNormal, li.MsoNormal, div.MsoNormal
{mso-style-parent:"";
margin:0cm;
margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:12.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";}
@page Section1
{size:595.3pt 841.9pt;
margin:70.85pt 70.85pt 70.85pt 70.85pt;
mso-header-margin:35.4pt;
mso-footer-margin:35.4pt;
mso-paper-source:0;}
div.Section1
{page:Section1;}
–>
Wiosna
udała, że przychodzi, a zima, że jest to jej na rękę. Deszcz padał, śnieg
topniał a wieczory zapadały wciąż za wcześnie. Dla Szałapacha był to dobry
czas.
Usiadł
naprzeciwko mężczyzny w bylejakim swetrze narzuconym na bylejakie jeansy. Facet
bawił się szklanką z grubego szkła. W środku woda układała się stosownie do
kątów przechyłów.
Szałapach
nie odezwał się ani słowem. Postawił tylko dyktafon na stole. Mężczyzna
wpatrywał się weń przez dłuższą chwilę niepewny, czy może już mówić i czy
powinien. Posłał Szałapachowi pytające spojrzenie, a ten skinął głową.
– Nie pali
się żadna lampka, czy cuś – spróbował rozbiegu mężczyzna i w tym momencie lampka
rozbłysła zielonym światłem reagując na jego głos. Przez jakiś czas milczał
zaskoczony i onieśmielony. Wreszcie pociągnął łyk wody jak wódki, odetchnął
głęboko wzruszając ramionami w geście „a co mi tam!”, który nie był ani w ćwierci
tak mimowolny i luzacki jak by chciał i zaczął mówić:
Urodziłem
się tak jak trzeba, a może nie tak jak trzeba? Przedwcześnie, ale może
dokładnie wtedy, kiedy wypadało? Urodziłem się nim moi rodzice wzięli ślub,
wcześniej niż planowali. To nie było jakieś wielkie halo, ale chyba naznaczyło
mnie na długo, może na zawsze. Bo wiedziałem o tym swoim przedwczesnym
przybyciu na świat i wszystko już robiłem pospiesznie i niedbale. Tak właśnie
pracuję, tak właśnie się kocham, tak właśnie jem i tak właśnie bije moje serce.
Na każde uderzenie pańskiego serca ono uderza dwa i pół raza. Pan zbliża się do
pięćdziesiątki, proszę mi wybaczyć jeśli tak nie jest, oceniam na oko. A nie za
dobre mam oczy. To od nadmiaru czytania. Od małego dużo czytałem, a jak może
się pan domyślać, szybko nauczyłem się czytać. W każdym razie, sądzę, że ma pan
około pięćdziesięciu lat. Ja, według dowodu, mam ich trzydzieści sześć. Mój
organizm nie uznaje tego za prawidłową liczbę. Według niego mam lat
dziewięćdziesiąt. Bo organizm żyje według rytmu, który podaje mu serce,
wiedział pan o tym? Powinienem być w jakiś sposób zadowolony, że tak sprytnie
wymykam się biurokracji, nigdy jej nie lubiłem.
Tak więc
mam trzydzieści sześć i równocześnie dziewięćdziesiąt lat. Widziałem mniej
wiosen, nawet tak paskudnych jak ta, przedwczesna na moje podobieństwo, od
pana, ale moje serce uderzyło więcej razy niż pańskie. I podyktowało mi życie.
Opowiedział
o nim ze szczegółami. A gdy skończył, wypił ostatnie krople wody ze szklanki.
– To może
się stać w każdej chwili. Z trudem już chodzę. Przyjaciel polecił mi pana. Ale
właściwie wciąż nie wiem co tu robiliśmy przez tych kilka godzin. Co pan tu
robi? Po co to panu?
– Ratujemy
pańską duszę. Zachowujemy ją – odezwał się po raz pierwszy Szałapach.
– Ach tak?
A to nie robota dla aniołów? – zażartował mężczyzna.
– A widział
pan kiedyś jakiegoś? Nie ma już aniołów. Może nigdy nie było?
– Nie ma
aniołów? To po co ją ratujemy? I przed kim?
– Aniołów
nie ma, ale diabeł zawsze czeka pod progiem – odpowiedział Szałapach chowając
dyktafon.