Trzy budziki nie budzą Tego od teledysku każdego ranka. Nie są w stanie. Dzwonią w pięciominutowych odstępach czasu, ustawione, jeden za drugim według wzrostu, co dziesięć centymetrów. Pierwszy to ten mały, zielony. Mieści się nawet w dłoni dziecka, a w wcale nie takiej małej dłoni Tego od teledysku, znika zupełnie. Może więc Ten od teledysku zaciska na nim swoją wielką dłoń niczym King Kong na owocu na pierwszy tylko sygnał dzwonienia? I dławi dźwięk maleńkiego budzika? Możliwe, ale nie wiadomo, bo przecież Ten od teledysku śpi i nie wie co się wokół niego dzieje.
Drugi, większy, taki, którego nie zamknie w sobie nawet męska dłoń, jest czerwony. Ten od teledysku otrzymał go kiedyś w prezencie, a kiedy przypadkiem utopił w kompocie, zrozumiał, że nic nie wyjdzie z tej miłości. Nie na dłuższą metę. Pomimo tego sygnału z niebiesiech zacisnął zęby i wytrwał wcale niekrótko i nikt nie powie, że nie było to nawet fajne.
A teraz żaden z nich go nie budzi. Zielony, czerwony i ten właściwie już bez koloru. Przyszła jesień i sny nabrały wagi od której trwają dłużej. Z tej okazji Ten od teledysku przygląda się czasem swoim snom i nawet cieszy go, że nie odpowiada za nie. Za to nie cieszy go, że z nie – snami jest dość podobnie.
Dlatego znajdzie gdzieś, być może, jakiś nowy budzik. Może mu się to przydać, bo kiedyś, w końcu, trzeba się obudzić.
