Na dole jego rodzina zachowuje się jak plażowy piasek podczas tsunami. Jakimś zrządzeniem okoliczności podobnie zachowują się jego krewni i znajomi. Ten od teledysku, któremu głupota i pyszałkowatość odebrały na pewien czas zdolność błądzenia z głową w chmurach, gapi się w dół i nadziwić się nie może.
Znajduje się w sytuacji nienawidzącego puzzli człowieka, który uświadomił sobie, że całe życie jest jedną wielką układanką.
Próbuje to poukładać po swojemu. Kombinuje. Splata historie.
Na początku jest nam łatwo, bo jest nam wszystko jedno. Sprawy komplikują się z każdą rozpoznawaną i zapamiętywaną twarzą, z każdym poznawanym słowem. Aż w końcu jesteśmy oplątani nimi tak dokładnie, że potrzebowalibyśmy i kilku żywotów, by wyplątać się z tego dowcipu Ariadny, który miał nas ponoć wyprowadzić z labiryntu. Niestety, nici splątały się nie gorzej od tuneli, z których miały nas wyzwolić.
Radzimy sobie i z tym. Cierpliwie i z zapałem, potem już głównie odruchowo. Upraszczamy wyjaśnienia, ograniczamy ścieżki i automatyzujemy wybory. Znajdujemy sobie bardzo konkretne to i owo i dzięki powolnej, upartej tresurze przyzwyczajamy się do nich. Odnajdujemy potajemne, intymne sposoby i wskazujemy sobie cel i człowieka, z którym go osiągniemy. Nabieramy powietrza w płuca i oddychamy pełną piersią – jest dobrze.
A jednak, czy jesteśmy jak Ten od teledysku z jego słownymi łamigłówkami, czy jak Szałapach, który słowami gardzi, ilekroć bawimy się w wznoszenie sum zawsze wychodzą nam dziwne wyniki. I gdziekolwiek, kimkolwiek i jakkolwiek byśmy nie byli, zawsze dopadnie nas ta dziwna, przejmująca chwila, gdy dwa i dwa naszego życia równać się będzie jak w tytule.
pięć
0
Ulewy przeszły w upały. Ten od teledysku wybrał się na dłuższy spacer i oparzył sobie kark od nadmiaru pewności siebie zmieszanej z głupotą, które przeszkodziły mu w zabraniu kapelusza. Teraz, ilekroć zadziera durny łeb w górę czuje pieczenie. Z tej też przyczyny przez ostatnie dwa dni częściej patrzył w dół.