Puste godziny

To te, o których jeszcze nie śpisz, bo to nie czas na sen. Może byś mógł, ale nie chcesz, bo nie ma nic, fizycznie czy psychicznie, co pociągałoby cię w spaniu. Ale to też już czas, kiedy nic się nie stanie, nic cię nie pociągnie, nic się nie zmieni. Nie rozpali cię żadna pokusa, żaden gniew, żaden strach. Nie w te dni, w których zwyczajności akurat nie prześladują cię ani pragnienia inne niż zazwyczaj ani wkurwy ani niepokoje. Jest zwyczajnie.

Nie padną słowa, nie przydarzą się dotknięcia, nie uciekną ani nie zazuchwalą się spojrzenia. Będzisz brnął do godziny kołdry i poduszki, ani o nich nie marząc, ani się przed nimi nie uchylając.

Nie ma: „mógłbyś”, bo mózg jest już zbyt napchany doświadczeniami minionego dnia na pracę. Możesz odpalić jakąś używkę: w szklance, telewizorze, może igle. Ale, wyjąwszy telewizor, przeniesie to ten czas na przebudzenie, położy się ciężką łapą na następnym dniu będziesz musiał pełznąć przezeń ku nocy, gdzie znów przyjdzie ci zmierzyć się z pustymi godzinami. Więc lepiej unikaj tej drogi na skróty. Chyba, że skorzystasz z telewizora, który wypali ci mózg i odmieni oczy. Przynajmniej nie boli na drugi dzień. Nie, jego zdrada jest podstępniejsza, zbrodnia cierpliwsza.

Możesz jeszcze nie opowiedzić całemu światu o sobie, schować się w dżungli tych wszystkich sieciowych krzyków i pooszukiwać sam siebie, że wszystko jest ok, bo przecież wyrzucasz z siebie skargi na samego siebie, a zatem próbujesz się zmienić. To prawie uspakaja. Akurat na tyle, że pozwoli zasnąć, po tym, jak zabiłeś już trochę czasu.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s