To wcale nie działo się w Święta, ale przecież noc zapadała wtedy szybko i padał śnieg. Panowała więc mroźnie zima, tych niemało, ale też nie jakoś bardzo wiele lat temu, gdy Ten od teledysku robił się bledszy i bledszy na twarzy, kiedy siedząc w maleńkim pokoiku dowiadywał się, że taki jeden facet uznał niespodziewanie, że jednak nie wsiądzie tego dnia do autobusu i nie przyjedzie do miasta. Nie uznał przy tym za stosowne, by powiadomić o tym Tego od teledysku. Dopiero, gdy Tot sam do niego zadzwonił, przyznał się, że zmienił z danie.
Tego dnia nie odchodził już żaden inny autobus do miasta Tego od teledysku.
Nagranie zaczynało się za około trzy godziny. Bardzo starannie zaplanowane nagranie które powinno przebiegać wedle dokładnie rozpisanego scenariusza.
Jak na złość, właśnie, dopiero co, zmieniła się szefowa. Z poprzednią dałoby się porozmawiać. Nowa, nie tylko nie miała pojęcia o robocie, ale przejawiała skłonność do wpadania w histerię, gdy temperatura spadała o jeden stopień, albo gość stawiał w swojej wypowiedzi przecinek w innym miejscu, niż zaplanowano.
Za oknem robiło się coraz ciemniej i wzmagała się śnieżyca.
Oto, co zrobili.
Wspólnie z Pieszczochem przekonali faceta (od jednej z wielu profesji nazwijmy go Cyrkowcem), że powinien jednak zmienić zdanie ponownie. Następnie przekonali taksówkarza, że zapłacą mu za nadzwyczajnie długi kurs.
Ojcu wziął na siebie mylenie tropów przed szefową.
Cyrkowiec wsiadł do samochodu, pojechał. To działo się parę lat temu, dlatego Cyrkowiec nie miał komórki. Na szczęście miał ją taksiarz. Kiedy nie dzwonił do niego Ten od teledysku, który musiał czuwać także nad grupą innych gości, taksiarzem kierowali Pieszczoch i Perełka. Ojcu trzymał z dala od nich wszystkich szefową.
Na jakieś pół godziny przed dotarciem na przedmieścia taksiarzowi padła komórka.
Szefowa zaczęła coś podejrzewać, Cyrkowiec miał już spore opóźnienie. Ojcu wytłumaczył jej, że przez tę przeklętą śnieżycę są wściekłe korki na trasie.
Ten od teledysku zajmował się gromadą innych gości. Poukładał ich jakoś i wrócił do ciasnego pokoiku, by dowiedzieć się, że Perełka wziął taksówkę i pojechał na przedmieścia łowić Cyrkowca.
Oto, co robił Perełka.
Zaczaił się na jedynej rozsądnej trasie. Wiedział jakiej marki jest taksówka i jakiego koloru. Gęsta śnieżyca trochę przeszkadzała mu w wypatrywaniu samochodu, dlatego bywało, że się mylił. Raz był już tak pewien swego, że kazał taksiarzowi ścigać jakiś samochód, a gdy się z nim zrównał, wychylił się przez okno i zaczął tłuc w dach tamtego, żeby się zatrzymał. Wszyscy prócz Perełki byli przerażeni. Perełka śmiał się, gdy opowiadał o ich minach.
Wszystko skończyło się dobrze. Perełka wprawdzie nie znalazł Cyrkowca, ale Cyrkowiec znalazł drogę i został gwiazdą. Szefowa nigdy nie dowiedziała się jak bardzo wodził ją za nos Ojcu. Pieszczoch dorzucił się Temu od teledysku do rachunku za taksówkę. Ten od teledysku postawił im wszystkim wiele piw.
To nie działo się w Święta, choć dni były wtedy bardzo krótkie i śnieżyca spadła na miasto. Jednak w Święta zwykle przypominamy sobie o ludziach i Ten od teledysku przypomniał sobie właśnie tamtą historię i wydała mu się nadzwyczaj świąteczną. Bo właśnie wtedy byli we czterech bardzo razem. Śmiali się i poklepywali po plecach. Zupełnie, jak podczas Świąt.