A podróż wyglądała tak:
Po pierwsze za oknem było bardzo równo i aż prawie trudno było poznać ruch przez te wszystkie równiny. Gdyby nie zmieniały się układy drzew i (mimo wszystko) kształty i rozmieszczenia domów, równie dobrze można by uznać, że wiozący Tego od teledysku pociąg stał w miejscu. Niemniej, choć Ten od teledysku nieco się tym zdziwił, równinne krajobrazy spodobały mu się. I błyski rozświetlanych pni drzew, gdy pociąg wjeżdżał w las i cienie drzew, gdy las był daleko, i ni to srebrne ni to białe jasności mokradeł wychylających się spod pól i łąk. Jakoś tak się złożyło, że podróż, tak tam jak i z powrotem była bardzo jasna, choć dni pomiędzy dwoma przejazdami wolały chmurnieć.
Po drugie kolej doprawdy nie powinna aż tak testować poczucia humoru swoich pasażerów umieszczając w toalecie napis brzmiący jakoś tak: "pasażerze, zostaw toaletę w takim stanie, w jaki chciałbyś ją zastać". Naprawdę? Temu od teledysku przyszło, na ten przykład, wymalować przedziałową toaletę w kwiaty i słonie, ale ktoś mógłby pomyśleć o namalowaniu potworów.
Po trzecie rozmawianie z współpasażerami robi ludziom dobrze. Na różne sposoby.
Po czwarte powrót do domu też robi ludziom dobrze. Choćby po najwspanialszej podróży.
Po piąte myśl o powrocie do pracy nie robi ludziom dobrze.
Po szóste podróż nie musi kończyć się po przekroczeniu progu. I nawet nie chodzi o tą chwilę zawahania przed włożeniem klucza do drzwi.
Po ostanie – podróże nie kształcą. A w każdym razie nie tylko. Podróże wzbudzają w nas wahania i niepokoje co do nas samych w chwilach, których nie podróżujemy.