Ten od teledysku popijał wino i zerkał na smukłą kelnerkę błyszczącą równo spiętymi włosami w kolorze jasnej miedzi. Po drugiej stronie stolika młody, utalentowany pisarz opowiadał Temu od teledysku jak niesamowicie podziwia innego młodego pisarza, który z każdym zdaniem zdaje się pisać coraz lepiej, coraz piękniej, coraz harmonijniej, krótko mówiąc tak, jak rozmówca Tego od teledysku pisać nigdy nie ma nadziei. Nie wyglądał na zagniewanego, ani zakłopotanego, tak jak nie jest zagniewany ani zakłopotany Ten od teledysku, gdy myśli, że sam nigdy nie będzie pisał tak, jak jego rozmówca. Obaj stwierdzali jedynie fakt czyjegoś talentu i cieszyli się nim kiwając wyraziście głowami, bo głowy zwykle kiwają się zamaszyściej przy winie.
Podoba mi się to. Podoba mi się to, że mogli tak siedzieć i rozmawiać o cudzych talentach i wspaniałościach, zupełnie bez gniewu, zakłopotania, czy zawiści. Że po prostu cieszyli się cudzymi talentami.
Aczkolwiek Ten od teledysku zastanawia się czasem nad granicami akceptacji siebie. Trzeba uważać, by nie przekroczyć tej granicy, za którą akceptacja staje się już tylko kapitulacją.