Tego wieczora Ten od teledysku przypomniał sobie, że od czasu do czasu każdemu może zdarzyć się moment słabości. Można takiemu momentowi pofolgować, można zacisnąc mu pasa, albo odwrócić od niego wzroj, jak odwraca się spojrzenie od żebraka, zaklinając swoje myśli dowolnymi wytłumaczeniami cudzych i własnych losów.
W pezypadku Tego od teledysku moment słabości nie wiązał się, jak to zwykle u niego, z niczym konkretnym. Szczśliwie poukładane życie nie przywodziło wspomnień ani szczególnie dotliwych klęsk, ani wyjątkowo porywających triumfów. Ten od teledysku przerzucał powoli, starannie dawkując pośpiech i niecierpliwość, kartki pamięci i nie odnalazł nic, do czego mógłby podczepić swój moment słabości. Trochę go to zirytowało.
Siekorki, będące tym wszystkim, czego nie wymyślił i nie poukładał przysiadły na parapecie i przygladały się jak zasypiał. Szczerze zdumione ściszonym gwarem rozprawiały o tym, jak to niezwykle się komuś przydały tej nocy.
Ten od teledysku zasypiał, marząc by i z nim bywało czasem tak, jak z siekowrkami. Trochę go ta myśl uspakajała, a trochę wzbudzała w nim niepokój. Uznał, że będzie musial porozmawiać o tym mimowolnym byciu przydatnym z Szałapachem.
I aż prawie wyprostował się gwałtownie, gdy przypomniał sobie, że Szałapach wyjechał w ostatnim przedświątecznym dniu szukać żony. I nic nie powiedział, kiedy wraca.
Spłoszone siekorki zerwały się z parapetu i poleciały diabli wiedzą gdzie. Co oznaczało, że mogą spotkać Szałapacha znacznie wcześniej, niż Ten od teledysku.