Ni stąd ni z owąd dopadł Tego od teledysku podstępnie telefon, który wysłał go w podróż do pokoju 165. Ten od teledysku jeszcze za ostatniego tutaj wpisu sądził, że o budynku swego miejsca pracy wie wiele.
Otóż nie. Lokacja pokoju 165 pozostawała dla niego nieodgadnioną.
Kiedy więc przebiegł trzy razy tam i z powrotem korytarzem F, zaglądając do jego dwóch podkorytarzy i nawet wspinając się nowo odkrytą klatką schodową na korytarz D, poddał się wreszcie, zszedł na parter i zawstydzony zapytał o pokój 165 portiera.
Ten, w blasku autorytetu swego błekitnego uniformu, przetoczył wzrokiem po szufladach na klucze i poinformował Tego od teledysku, że pokój 165 należy do niemałej rodziny pokojów nieistniejących. Klucze kończą się bowiem na pokoju 160, po którym następuje od razu pokój 172. Pomiędzy nimi nie ma nic. Być może pokój 165 miał zaistnieć w tym skrzydle, którego nigdy nie wybudowano, być może zapomniano go wybudować, być może sie zawalił, zniknął w innym wymiarze, wessała go sztuczna inteligencja blogowa… po prostu nie ma go i być nie może, bo jakże może istnieć pokój bez klucza?
Ostatecznie Ten od teledysku zapukał do drzwi Szałapacha, by dowiedzieć się, że pokój 165 to podwewnętrzny pokój wewnętrznego pokoju ukrytego pod jednym wielkim kryptonimem 157.
W ten sposób zadanie wypełnił, dowiedział się czegoś nowego o budynku, a przede wszystkim, odnowił znajomość z Szałapachem, z którym nie widział się pół roku.
Czy można tak – nie widzieć kogoś, kto mieszka na odległość nieprzesadnie głośnego okrzyku? Ano, można, bez trudu. Nic innego nie przychodzi nam z równą łatwością, jak mijanie ludzi.
od nowa
0