Kiedy świat wiruje coraz szybciej napędzany szaleństwami obaw przed politykami i szaleństwami samych polityków, Jasna siedzi w knajpie pełnej zbyt młodych ludzi i tłumaczy Temu od teledysku, że o nerwicę i depresję przyprawia ją myśl o nadchodzących, czterdziestych drugich urodzinach. Ten od teledysku czerpie z jej zmartwień nieco niedobrej satysfakcji. Otula się śmiesznym poczuciem samozadowolenia wynikającego z faktu, że jest już starszy. Może więc się napuszyć niczym Szałapach, spojrzeć z góry i protekcjonalnie poklepać Jasną po plecach. Jeśli tego nie robi, to dlatego, że znów od paru dni czuje się nieswojo sam ze sobą. To nie jest dobry moment na puszenie się.
Naokoło tłumią się ludzie wyglądający jak nastolatki, które popodrabiały dowody. Zapewne to studenci, ale optyka Tego od teledysku zaczyna cierpieć na zachwiania dojrzałości. Każdy, kto nie skończył przynajmniej dwudziestu pięciu lat jest dlań dzieckiem. Przy czym potrafią to być bardzo ładne dzieci, jak na przykład ta blond okularnica o rozbieganych oczach. Tylko, jeśli Ten od teledysku będzie się w nią wgapiał, wyjdzie na starego satyra stojącego przy barze w nadziei na wyrwanie małolaty.
No więc nie patrzy, bo niby jakby miał wyjaśnić, że byłoby to dla niego jak pedofilia?
Jasna żali się, że Rudy chce ją wysłać do Stanów, żeby samemu poszaleć po Bałkanach. A ona nie chce do Stanów, woli te Bałkany z chłopakami. Ten od teledysku nie dziwi się jej nic a nic. Ale rozumie Rudego, który czasem potrzebuje uciec z domu. No i on sam, choć lubi Jasną, wolałby oszczędzić sobie czasem jej entuzjazmu. Jak w tej sytuacji, gdy dwie godziny wcześniej rzucił, że kolo przy barze wygląda jak młody Morgan Freeman, w związku z czym Jasna zawołała: „hej, Mister, mój friend mówi, że wygląda pan jak młody Morgan Freeman”. Nie dowiedzieli się, jak miał na imię, ale wcale-nie-młody-MF spędził z nimi godzinę przy stoliku zaśmiewając się w głos i wołając: juarkrejzy, pipoł! juarkrejzy end ajlawiuł! Ten od teledysku lubi czasem poznawać nowych ludzi, ale lubi też decydować o tym kiedy i kogo poznaje. Podczas wyjazdów, gdy Rudy ucieka z domu na dwa, trzy tygodnie, są jednak powściągliwsi. Może tracą już ciepło? Stygną w samych sobie? Może i tak. Ale Ten od teledysku przepada za ich remikami rozgrywanymi w górach, lasach, na ławkach pod murami średniowiecznych klasztorów, nad jeziorami, na tarasach z widokami na morza i nad morzami. W pociągach, knajpach, wynajętych domach. Przy piwie, winie, wódce. Nie trzeba nic mówić, czasem klnie się ze śmiechu.
Nikt nie przychodzi. I czasem tak właśnie też jest dobrze.
Pożegnali się z Jasną. Wsiedli, każde do swojej taksówki. Piątek dobiegł końca. Przed nimi sobota, niedziela a potem nieznośność.