Ten od teledysku, który – jak widać – poddał się i nie walczy już z Verdaną oraz układami tekstu na stronie, bez względu na to, czy stoją za tym kosmiczne siły przypadku, sztuczna inteligencja blogowa, czy też wrodzona niedbałośc autora, zaryzykował ostatnio spotkanie, które odbyło się zupełnie inaczej, niż to sobie, na dowolny ze sposobów, wyobrażał. Darujmy sobie opowieści o niedostrzegalnym, w każdym razie przez Tego od teledysku, upływie czasu o zmianach, rozczarowaniach i zdziwieniach. Powiedzmy, że wracając do domu próbował wykreować jakąś ogólną i wielką prawdę życiową, a jedyne, co przychodziło mu do głowy, to fakt, że dawno go tu nie było.
Ponieważ sentymentalizmy chodzą niczym lordowie sith – parami, Ten od teledysku zaryzykował wpisanie swojego loginu i hasła i zaraz pobiegnie na spotkanie z Jasną, której nic o tym nie powie. Nawet, gdyby chciał, nie miałby szans – Jasna nie dopuści go do głosu, zarzucając go opowieściami o swoim zapracowanym mężu oraz dwócg batalionach innych nieszczęść przyczajonych za rogiem. Ten od teledysku wysłucha wszystkiego niecierpliwie i jak najszybciej ucieknie do domu.
Na cały, długi weekend, podczas którego – jak mu się marzy – nie wydarzy się nic.